sobota, 25 kwietnia 2015

Rozdział 7: "Himeko i Sayake"

     Pierwsze, co poczułam po obudzeniu się, to powiew chłodnego, porannego powietrza, przesiąkniętego zapachem deszczu, który przecież nie padał.
     Otworzyłam sklejone powieki i zamrugałam kilkukrotnie, by wyostrzył mi się obraz. W końcu zobaczyłam przed sobą krajobraz polanki w środku lasu w fazie wczesnego ranka. Nad ziemą i pomiędzy drzewami sunęła powoli rozrzedzająca się mgła. Na źdźbłach trawy lśniły kropelki rosy, niczym maleńkie diamenciki. Niebo zaś zasnuwały nieprzepuszczające światła chmury.
     Uświadomiłam sobie z opóźnieniem, że cały czas spałam w tej samej pozycji - przytulona policzkiem i prawą stroną ciała do pnia olbrzymiego drzewa, okryta swoją puchową bluzą, z podkulonymi nogami. Kiedy zmieniłam pozycję, poczułam nieprzyjemny ból w plecach.
     Oj tak, pomyślałam z goryczą. Ta noc da mi się we znaki.
     Okazało się, że od ciągłej styczności swojego policzka z korą drzewa, odcisnął mi się na twarzy ślad. Zaczęłam go energicznie pocierać dłonią, by zniknął, lecz wtem zdałam sobie sprawę z kilku ważnych spraw:
     Po pierwsze: dlaczego Sasuke nie obudził mnie na zmianę warty?
     Po drugie: gdzie on się do licha podział?
     Wstałam z ziemi, porządnie się przeciągnęłam i rozejrzałam. Dostrzegłam szczątki ogniska, niestety - nic poza tym. Drapiąc się po głowie w niemym geście główkowania, zaczęłam okrążać powoli drzewo. Niemal krzyknęłam, kiedy po drugiej stronie pnia znalazłam to, czego szukałam.
     Przyjrzałam się temu pięknemu obrazkowi, a moje oczy nie mogły się nim nacieszyć. Oto Sasuke Uchiha spał, oparty o szorstkie drzewo, oddychając cicho i miarowo. Jedną nogę miał zgiętą, prawą rękę przewiesił przez brzuch, a lewa leżała na ziemi, ściskając pochwę z kataną.
     Oczarowana, przez dłuższą chwilę po prostu wgapiałam się w niego, jak cielę w malowane wrota. Po około pięciu sekundach ocknęłam się i podeszłam bliżej. Trochę bolało mnie, że muszę go budzić. Ale tylko trochę.
          - Sasuke... - Szturchnęłam go w ramię. Nic. - Sasukeee - Ponownie próba zakończyła się fiaskiem. Nabrałam powietrza w płuca. - Uchiha, ty nieodpowiedzialny leniu, wstawaj! - wydarłam się tak głośno, że ptaki z pobliskich drzew poderwały się do lotu.
     Sasuke wzdrygnął się i otworzył zaspane oczy, które chwilę później zawiesiły się na moim rozsierdzonym obliczu.
          - Czego się drzesz - mruknął, przecierając powieki dłonią.
          - Nie obudziłeś mnie na zmianę warty, bo zasnąłeś, prawda? - fuknęłam, krzyżując ręce na piersi. Co jak co, ale po nim spodziewałam się większego profesjonalizmu.
          - Może. - burknął. Był wyraźnie niezadowolony sposobem, jakim go obudziłam. No cóż, ma chłopak pecha.
     Podniosłam się z kucków, po czym przystąpiłam do ogarniania swojej osoby. Sasuke tymczasem podobnie jak ja chwilę temu przeciągnął się, zmierzwił swoje czarne włosy, po czym oparł się o pień drzewa, uważnie obserwując moje poczynania.
     Ja zaś zdjęłam perukę, położyłam ją na torbie i rozpuściłam włosy, które kaskadami spadły mi na plecy. Och, co za ulga! Dostrzegłam, że na ten gest Sasuke zaświeciły się oczy. 
     Nie lubiłam zbyt długo nosić związanych włosów, bo przyprawiało mnie to o ból głowy oraz ogólne poczucie dyskomfortu. 
     Przeczesałam kosmyki palcami, napawając się dziwacznym poczuciem wolności, które mnie ogarnęło. Stwierdziłam, że nie ma czasu na szukanie jakiegoś źródła czystej wody, dlatego wyjęłam z bagażu butelkę mineralnej i wylałam sobie trochę na dłoń, po czym przemyłam twarz. Od razu lepiej!
     Uznałam, iż nie mam po co się przebierać w świeże ciuchy, bo i tak do pałacyku daimyo pozostał nam niecały dzień drogi. Poza tym, jakoś nie widziało mi się ukrywanie za drzewami nago, kiedy Uchiha mógłby bezkarnie mnie podglądać, a wypełniła mnie dziwna pewność, że bez wahania by to zrobił.
     Zarzuciłam torbę na ramię i oświadczyłam, że jestem gotowa do wymarszu. Tak więc poszliśmy. Znów panowała cisza, lecz tym razem mi nie przeszkadzała - oswoiłam się z jej ciągłą obecnością. Nie próbowałam już uparcie paplać, byleby ją zagłuszyć.
     Skupiłam się na Yang. Od wczorajszego wieczoru nie dawał znaku życia, ale czułam, że tylko czeka na odpowiednią okazję, by zrobić... coś. Nie wiem, co to dokładnie będzie, ale coś będzie! Stąd też brał się mój niepokój. Przez fakt, iż nie mogę określić, co takiego planuje Duch Światła zamknięty w wisiorku, nie wiedziałam też, czy zmieni to moje życie jeszcze bardziej, choć i tak zostało wywrócone na lewą stronę.

~*~

     Na miejsce dotarliśmy wczesnym popołudniem, szybciej niż się spodziewałam. W drzwiach przywitała nas kobieta, ubrana w ciemnoniebieskie kimono i z pięknymi, czarnymi włosami. Przenikliwe spojrzenie fioletowych oczu niemal natychmiast spoczęło na mnie. A to ci dopiero. Byłam prawie pewna, że wszelakie przedstawicielki płci pięknej, jakie spotkam na tej misji będą się raczej skupiać na moim towarzyszu. W końcu wyglądał tak, jak mogłaby to sobie wyśnić każda kobieta. Czasami zastanawiałam się dlaczego tego nie wykorzystywał. Taka władza nad dziewczętami dawała ogromne możliwości. On jednak nigdy nie zwracał na to uwagi. Ba! Traktował to jak uciążliwą wadę! Doprawdy, i on się denerwuje, że inni biorą go za takiego, co woli facetów.
          - Witajcie w zamku pana Yuuto - rzekła służąca na przywitanie, a chociaż wydźwięk tej wypowiedzi miał być serdeczny, wyszło zupełnie odwrotnie. Pytanie tylko, czy był to zabieg zamierzony, czy też nie? - Pan czeka już na was.
     Wymieniliśmy z Sasuke spojrzenia - nie obyło się bez fal prądu - po czym ruszyliśmy za kobietą. Poprowadziła nas długim korytarzem, potem schodami na górę. Dostrzegłam, że wystrój domu nie bił po oczach przepychem, lecz był urządzony ze smakiem.
     Służąca zatrzymała się przed czwartymi drzwiami korytarza, w który weszliśmy przed chwilą. Oznajmiła, że w środku czeka pan domu, a zaraz potem odeszła. Zauważyłam jednak, że cały czas zerka na mnie przez ramię nieprzeniknionym wzrokiem. Poprawiłam nerwowo perukę. Coś było nie tak.
     Sasuke rozsunął drzwi pomieszczenia i weszliśmy do środka. Na ziemi siedział mężczyzna w średnim wieku o kasztanowych włosach i jaskrawozielonych oczach. Twarz miał poważną, a i biła od niego pewna królewskość - cecha osób z wysokiego rodu. Na nasz widok przywołał na twarz powitalny uśmiech.
          - Witajcie! - rzekł. - Mamy trochę do omówienia, więc usiądźcie.
     Tak też zrobiliśmy. Siedziałam wyprostowana, jakbym połknęła kij. Nigdy nie wiedziałam jak zachować się przy kimś, kto dzierży władzę większą, niż ja i przy okazji nie znam tego kogoś. Sasuke zaś wydał się nie tak spięty, jak ja, ale czujny.
          - Najpierw się przedstawcie. - polecił.
     Zawahałam się przez ułamek sekundy. Zastanawiałam się, czy użyć wymyślonego imienia i nazwiska, ale od razu odrzuciłam od siebie tą ewentualność. To był mój zleceniodawca. Nie musiałam kryć swojej tożsamości.
          - Sakura Haruno. - przedstawiłam się, a jego oczy rozbłysły.
          - Przyjaciółka Hokage? - Chciał się upewnić.
          - Tak.
     Przez chwilę zdziwiłam się, że mnie nie poznał, lecz od razu przypomniałam sobie o sztucznych włosach, które zmuszona byłam nosić. Tak więc, jako argument na potwierdzenie tego, że ja to ja, wsunęłam palec pod perukę i wyciągnęłam spod niej dość długi różowy kosmyk.
          - To tylko peruka. - wytłumaczyłam zdziwionemu daimyo, chowając kosmyk z powrotem.
     Mężczyzna pokiwał głową i skierował spojrzenie na Sasuke, który do tej pory się nie odzywał. Przyglądał się tylko przez krótką chwilę jak jedyna część moich prawdziwych włosów znika pod sztucznymi, po czym zwrócił się do daimyo.
          - Sasuke Uchiha. - Nie mogłam nie dostrzec dreszczu, jaki przeszedł pana Tsukiko na dźwięk tego nazwiska. Któż w końcu nie znał klanu Uchiha? Zwłaszcza tak blisko Konohy?
     Nasz zleceniodawca najwyraźniej wziął się w garść, bo spojrzał na nas twardo, ale i z należytym szacunkiem. Już wiedziałam, że go polubię.
          - Tak więc Haruno-san, Uchiha-san, witajcie w moim domu. Jak już pewnie wiecie, wezwałem was z powodu mojej córki - Kirary. - Jego twarz przybrała zmartwiony wyraz. - Ostatnio zachowuje się dziwnie, lecz za każdym razem, kiedy chcę z nią porozmawiać jakoś mi się wymyka. Poza tym, i tak jestem przekonany, że nic by mi nie powiedziała.
          - Co dokładnie niezwykłego jest w zachowaniu pańskiej córki? - spytałam rutynowo.
          - Jest jakaś taka... nieobecna. Cały czas zadumana. Prócz tego bardzo często wymyka się z domu, co wcześniej było rzadkością. Och, i raz złapałem jej osobistą służącą - Kurumi - na przenoszeniu jakiegoś liściku. Niestety, nie mogłem jej go odebrać, bo teoretycznie nie mam nad nią władzy. - Teraz trochę się zirytował. - Jest posłuszna mojej córce, nie mnie.
     Niemal natychmiast zgadłam, co może "dolegać" młodej księżniczce.
          - Proszę pana, a czy to nie jest przypadkiem... eem... zauroczenie? - Zadałam to pytanie niewinnym tonem.
     Daimyo zamarł, jakby nigdy nie rozważał takiej możliwości. Pewnie w istocie, nie rozważał. Eh... czasami najzwyklejsze symptomy można przypisać najbardziej wyszukanym chorobom. Zerknęłam na Sasuke. Wyglądał na znużonego. Cóż, nie miałam mu tego za złe, przecież taką misję jak ta mógłby wykonać nawet początkujący chuunin.
          - Jednakże - odchrząknął - nalegam byście zostali przynajmniej na parę dni, żeby zweryfikować swoje podejrzenia. Shimi zaprowadzi was do pokojów. Shimi! - zawołał.
     Drzwi rozsunęły się i stanęła w nich urocza dziewczyna, z burzą ciemnobrązowych loków, nieporadnie upiętych w kok oraz parą, wypełnionych ciepłem i pokorą, błękitnych oczu, które podkreślało kimono w podobnym kolorze.
          - Proszę za mną - rzekła z sympatycznym uśmiechem.

~*~

     Wyciągnęłam się na łóżku w swoim pokoju. Dopiero co tu weszłam, lecz od razu padłam na miękkie posłanie. Noce w lesie nigdy nie należały do przyjemnych, a już zwłaszcza, kiedy spałam skulona między, wystającymi nad powierzchnią ziemii, korzeniami ogromnego drzewa.
     Została jeszcze tylko jedna rzecz, którą chciałam zrobić przed odpłynięciem w niebyt. A mianowicie - kąpiel. Zmusiłam się do wstania i zaczęłam przeszukiwać szafki, próbując znaleźć choćby jeden ręcznik. Znalazłam go na czwartej półce od góry. Teraz jednak miałam inny problem.
     Pan Tsukiko powiedział nam, że w jego domu obowiązują tradycyjne stroje i nie życzy sobie, by nawet ktoś, kto tylko się się zatrzymuje w pałacyku nie nosił kimona. Westchnęłam więc i ponownie wzięłam się za przekopywanie półek znalazłam pięć kimon, w różnych kolorach i wzorach.
     Pierwsze, w kolorze indygo, wyszyte miało stado barwnych motyli.
     Drugie, jasnoróżowe, zaś na jego powierzchni widniały kwiaty kolorem identyczne, co moje naturalne włosy - kwiaty wiśni.
     Trzecie, ciemnofioletowe, z kilkoma gałązkami wrzosu tu i ówdzie.
     Czwarte, białe, bez żadnych ozdobników.
     Piąte, ciemnozielone, po którym - gdzie okiem sięgnąć - zastygły w bezruchu na tkaninie maleńkie, beżowe ptaszki.
     Po kilkunastu minutach namysłu uległam próżności i wybrałam różowe kimono, by połechtać mile swoje ego. Pocieszałam się tym, że gdyby było tu czerwone kimono, wybrałabym właśnie je. Poza tym, nie były to kimona do końca tradycyjne, bo takowe liczyłyby sobie conajmniej kilkanaście elementów, których w życiu nie zdołałabym założyć sama. A tak, była tylko szata i obi. Mimo to będę miała problem.
     Uzbrojona w ręcznik i ubrania na zmianę, wyszłam z pokoju zasuwając za sobą drzwi. Teraz stanęłam i nie miałam pojęcia gdzie iść. No pięknie.
     Ruszyłam korytarzem, zachodząc w głowę, gdzie może być łazienka. Po cichu modliłam się o to, żeby wpaść na jakąś służącą i spytać ją o drogę, ale jak na złość nikogo nie widziałam. Byłam już gotowa się poddać, kiedy zza rogu wyłoniła się dziewczyna.
     Miała długie, falowane, kasztanowe włosy i jaskrawozielone, duże oczy. Ubrana była w złociste kimono z motywami kwiatowymi. Jej wiek oceniłabym na... szesnaście lat? Tak, zdecydowanie nie więcej. Po kolorze upiętych w kucyk kosmyków i pstrokatych tęczówek (które dawały po oczach bardziej, niż moje włosy) poznałam osobę, przed którą stoję. 
     Niepewnie postąpiłam krok w jej stronę.
          - Przepraszam... - zagadnęłam. Zwróciła spojrzenie w moją stronę i niemal w tym samym momencie zamarła. Widocznie musiała dostać cynk o tym, że jacyś obcy kręcą się po jej domu.
          - Tak? - Nawet z odległości czterech metrów wyczułam w jej głosie wymuszony spokój. Czyżby się mnie bała?
          - Może to głupie pytanie, ale czy mogłabyś pokazać mi drogę do łazienki? - Przybrałam postawę niewinnej dziewuszki, która nie za bardzo wie gdzie jest i co się dzieje. Jak już miałam ukrywać swoje prawdziwe "ja", to na całego.
     Księżniczka wyraźnie odetchnęła z ulgą, choć próbowała zamaskować to dłonią ukrytą pod obszernym rękawem stroju. 
          - Chodź, zaprowadzę cię - zaoferowała, a potem ruszyła korytarzem. Podreptałam za nią. - Jak masz na imię? - spytała, niby od niechcenia, lecz ja wiedziałam, iż bardzo chce się tego dowiedzieć.
          - Himeko Mikashi. - Przedstawiłam się ze słodkim uśmiechem.
     Jeżeli mam spędzić nie wiadomo ile czasu na podszywaniu się pod lukrowaną idiotkę, to chyba prędzej rzucę tą misję i wrócę do domu, prychnęłam z goryczą w myślach.
          - A ty? - dodałam, udając, że nie zdaję sobie sprawy z tego, kim ona jest.
     Widocznie się zawahała, lecz odpowiedziała niemal od razu.
          - Sayake. - wydukała. - Sayake Rikumori. - Teraz zaś spłonęła rumieńcem, z czego najwidoczniej nie zdawała sobie sprawy.
     Nie wyglądała na osobę zdolną do jakichś knowań, czy innych intryg. Potwierdziło to tylko moje przypuszczenia - Kirara była na zabój zakochana. A ja miałam za zadanie przynieść panu Tsukiko na to dowód.

~*~

     Księżniczka odprowadziła mnie pod drzwi łazienki, gdzie czekała na mnie służąca. Ta sama, którą wezwał mój zleceniodawca by pokazała mnie i Sasuke drogę do pokoi. Uśmiechnęła się do mnie i zaraz potem przeniosła wzrok na dziewczynę obok. Twarz służki nagle przybrała surowy wyraz.
          - Kirara-hime, dlaczego panienka nie jest w swoim pokoju? - spytała karcąco. - Wie panienka, co panienki ojciec sądzi o wychodzeniu z komnat bez nadzoru?
     Dla utrzymania pozorów, spojrzałam zszokowana na nastolatkę. Starałam się wypaść jak najbardziej przekonująco i chyba mi wyszło, bo nikt nie wykazał podejrzliwości. Kirara natomiast zaczerwieniła się ze wstydu, po czym wymamrotała ciche "przepraszam" i odeszła szybko, na zakręcie prawie potykając się o brzeg kimona.
     Shimi pokręciła głową.
          - Doprawdy, nie wiem dlaczego jest ostatnio taka nieposłuszna. - westchnęła. - Bardzo możliwe, że się po prostu zakochała... - dodała, jakby do siebie.
     Nic nie odpowiedziałam. W łazience położyłam swoje ubranie na zmianę oraz ręcznik na specjalnej półeczce. Służka powiedziała, że kiedy skończę się kąpać mam zapukać w drzwi, a ona wejdzie i pomoże mi się ubrać. Niezbyt zadowalała mnie perspektywa bycia ubieraną, niczym małe dziecko, ale dobrze wiedziałam, że sama nie dałabym rady założyć stroju.

~*~

     Po kąpieli Shimi zaprowadziła mnie z powrotem do pokoju. Opadłam na łóżko, gdy służąca sobie poszała. Nie wiedziałam, czy spotkanie z księżniczką można zaliczyć do udanych. W istocie, dowiedziałam się wielu rzeczy z samej jej postawy i mowy ciała, ale nie miałam dowodów. Wiedziałam tylko jedno - powinnam to omówić z Sasuke. 
     Jednakże kiedy już zbierałam się psychicznie do kolejnego wstania, moje ciało głośno zaprotestowało, przez co nie ruszyłam się z miejsca. 
     Trudno, pomyślałam, najpierw się zdrzemnę, a potem z nim pogadam.


Od autorki: No heeeej, co tam u was? ^^ U mnie spoko, ale próbne egzaminy w przyszłym tygodniu i trochę się cykam. A teraz cieszcie się rozdziałem, który - szczerze mówiąc - wyszedł mi średnio. Do następnej notki!

1 komentarz:

  1. Z niecierpliwością czekam na następny rozdział !!! weny i powodzenia <3

    OdpowiedzUsuń