niedziela, 4 października 2015

Rozdział 9: "Karuzela uczuć"

     W tym momencie naszych uszu dobiegł dźwięk pukania do drzwi. Oboje, jak na zawołanie, odskoczyliśmy od siebie. Sasuke oparł się o ścianę i przetarł twarz dłonią, a ja odwróciłam się przodem do przeciwległej ściany i oparłam o nią czoło. Musiałam wyjść. Teraz.
     Odepchnęłam się od ściany i niemal biegiem dopadłam drzwi. Stała za nimi Shimi. Na mój widok jej mina z sympatycznej zmieniła się na zaskoczoną. Bez słowa wyminęłam dziewczynę i pognałam do swojego pokoju. Kiedy już się w nim znalazłam, zatrzasnęłam drzwi z hukiem, przekręciłam kluczyk, po czym rzuciłam się na łóżko, kuląc się od razu.
     Nadal nie przyswoiłam do świadomości wydarzeń, które miały miejsce w pomieszczeniu za ścianą. Dlaczego w ogóle na to pozwoliłam? Dlaczego byłam tak bezsilna i obezwładniona? Dlaczego Sasuke miał nade mną tak miażdżącą władzę? Nie rozumiałam tego. W głębi ducha poprzysięgłam sobie, że jeżeli podobna sytuacja będzie miała kiedykolwiek miejsce, to nie będę stać jak słup soli. Jednak jakaś mała cząstka mnie usilnie przekonywała, że tej przysięgi nie dotrzymam, że znów oddam całą siebie do jego dyspozycji.
     Świadomość tego, jak bardzo jestem zależna od Uchihy w momentach naszej bliskości przyprawiała mnie o wściekłość i napad panicznej histerii zarazem. Coś było na rzeczy i miałam zamiar dowiedzieć się co.

~*~

     Całą noc oraz większą część poranka spędziłam za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju zakopana w pościeli. Niewiele spałam, byłam zajęta rozmyślaniami pod tytułem "jak cały dzień unikać Sasuke Uchihy". Wiedziałam, że to dziecinne, ale sama myśl o spojrzeniu mu w oczy przyprawiała mnie o atak zadyszki. Obmyśliłam więc misterny plan jakim sposobem nie konfrontować się z nim przez cały dzień. Po pierwsze: spanie do późna. Z tego, co wiedziałam Sasuke był rannym ptaszkiem, a po profilaktycznej wizycie w łazience zabarykadowywał się w swoim pokoju, także wystarczyło całe przedpołudnie przesiedzieć w łóżku. Po drugie: wizyta u księżniczki. Upiekłabym wtedy dwie pieczenie na jednym ogniu - dowiedziałabym się jaką decyzję podjęła Kirara i tym samym weszłabym w strefę, w którą Uchiha by za mną nie podążył. 
     Koło dwunastej więc zaczęłam wcielać swój plan w życie. Z pomocą Shimi (która przyniosła mi śniadanie) ubrałam się w zielone kimono z wyszytymi złotymi kwiatami, po czym udałam się prosto do komnaty młodej Tsukiko. 
     Gdy zapukałam do drzwi dziewczyna otworzyła je natychmiast, jakby czatowała za nimi od dłuższej chwili.
          - Witaj, Himeko! - Z twarzy księżniczki aż biło szczęście.
          - Witaj, Kirara-sama. - odparłam, przyglądając się jej podejrzliwie. Co takiego mogło się stać, że aż podskakiwała w miejscu z uciechy?
          - Proszę, wejdź!
     Weszłam i zamknęłam za sobą drzwi. Ona w tym czasie ruszyła w stronę kanapy, robiąc przy tym dwa piruety. O co tu chodzi?
          - Coś się stało? - spytałam, siadając na kanapie.
     Spoglądnęła na mnie z iskierkami w oczach.
          - Tak! Powiedziałam tacie o moim narzeczeństwie! 
     Gdybym coś teraz piła najprawdopodobniej wyplułabym to na Kirarę. Potrafiła zaskoczyć.
          - I co?
          - Był w lekkim szoku... - Bo kto by nie był? - Ale potem powiedział, że skoro moje serce już wybrało, to chciałby poznać tego mojego narzeczonego. - pisnęła z podekscytowaniem.
     Uśmiechnęłam się subtelnie. Czyli moja misja zakończona powodzeniem.
          - To świetnie - Tym razem poszerzyłam uśmiech do pokaźnych rozmiarów. - A czy...
     Nie zdążyłam dokończyć pytania, bo w następnej chwili drzwi pokoju się otworzyły. Obie z księżniczką obróciłyśmy się, aby spojrzeć na intruza. Był to nie kto inny, lecz Sasuke. Wbił we mnie intensywne spojrzenie, pod którego mocą nieco się skuliłam. Co on tu robił? I dlaczego nawet nie zapukał? Poza tym, nie miało go tu być! To przecież bezpieczna strefa!
     Wstałam z siedzenia i odwróciłam się przodem do Uchihy.
          - O co chodzi? - spytałam tak zimnym tonem, na jaki było mnie stać. Czyli temperatura nie opadła nawet o stopień.
          - Za chwilę wyruszamy, więc lepiej się spakuj, Sakura. - Zaś gdy on się wypowiedział, czułam, jakby ktoś otworzył w pomieszczeniu bardzo silnie chłodzącą lodówkę. Zaraz... wymówił moje prawdziwe imię! Co za kretyn! 
     Posłałam mu morderczy wzrok, a on jedynie przewrócił oczami, kiedy uświadomił sobie swój błąd. Wyszedł trzaskając drzwiami. Pacan.
          - Dlaczego nazwał cię "Sakura"? - Usłyszałam ciche pytanie księżniczki. Najwyraźniej jeszcze nie otrząsnęła się po tym, jakże wstrząsającym, wejściu smoka. 
     Spojrzałam na nią niepewnie. Byłam jej coś winna. 
          - Byłaś ze mną szczera, więc pozwól, że i ja będę. Proszę cię tylko, byś nie myślała, że nigdy nie miałam dobrych intencji. - Wzięłam głęboki oddech. - Tak naprawdę nazywam się Sakura Haruno i jestem kunoichi z Konohy. - Dla lepszego efektu zdjęłam perukę, a moje różowe włosy opadły kaskadą na plecy i ramiona. - Przybyłam do tego pałacu w ramach misji zleconej przez twojego ojca, a Sasuke - ten czarnowłosy idiota, którego widziałaś przed chwilą - jest moim partnerem w tym zadaniu. - Zakończyłam grobowym tonem. 
     Przyglądała mi się jakiś czas, a potem... wybuchła śmiechem? 
          - Nie jesteś zła? - Skołowanie to za słabe słowo, żeby opisać to, co czułam.
          - Hahahaha! - chichotała dalej. - Dlaczego miałabym być zła? Czuję się jak w jakiejś książce przygodowej! - Patrzyłam na nią jak na idiotkę. - No popatrz! Jest romans, jest trochę dramatu i nie aż tak mroczna tajemnica. Wszystko, czego trzeba! - I znów zaczęła się śmiać.

~*~

     Podczas powrotu do Konohy panowała cisza. Różniła się jednak od tej, którą musiałam przetrwać w drodze do zamku. Tamta cisza była w zupełności naturalna i pozbawiona napiętej atmosfery. Po prostu, milczeliśmy, bo żadne z nas nie czuło potrzeby się odzywać. Jednakże cisza, panująca między nami teraz była inna. Nasączona chłodem i napięciem. Wyczuwało się, że coś się święci. W końcu któreś z nas wybuchnie i, znając życie, będę to ja. Sytuacja była tragiczna - mogłam śmiało tak powiedzieć.
     Zerknęłam na niebo i prawie krzyknęłam ze zdumienia. Nieboskłon różowiał z każdą minutą, a słońce chowało się za czubkami drzew. Najwyraźniej byłam tak pogrążona w rozmyślaniach nad swoim iście okropnym położeniem, że nie zauważyłam nadchodzącego zmierzchu. I ja śmiałam nazywać się kunoichi...
     Tym razem Sasuke po prostu odłożył swój bagaż pod to samo drzewo, które użyczyło nam swojego pnia kilka dni wcześniej, po czym bez słowa zniknął w gęstwinie. Okej, normalnie zachowywał się jak dupek, ale teraz było jeszcze gorzej. Czyż to nie zabawne? Jeszcze jakiś czas temu nie chciałam mieć z nim nic do czynienia, nie chciałam spędzać z nim czasu, nie chciałam z nim rozmawiać, nie chciałam by na mnie patrzył, nie chciałam by o mnie pamiętał. A teraz? Teraz bolało mnie, że tak perfidnie ignoruje moją obecność.
     Jestem żałosna, pomyślałam, ni to ze złością, ni to ze smutkiem.
 
~*~

     Jakoś udało mi się przetrwać tę noc. Jedyny kontakt, jaki udało mi się nawiązać z Sasuke to wymamrotane pytanie o wartę i kilka pretensjonalnych spojrzeń. Próbowałam dać mi do zrozumienia bez słów, żeby przestał odstawiać tą głupią szopkę, ale albo nie zrozumiał moich intencji, albo miał je gdzieś, bo nic się nie zmieniło.
     Kiedy zobaczyłam otwartą bramę wioski, przyśpieszyłam kroku, zostawiając Uchihę daleko za sobą. Chciałam jak najszybciej zdać raport Naruto (o jego bolesnej śmierci porozmyślam później), pójść do domu i wziąć kąpiel.
     Izumo i Kotetsu, o dziwo, nie spali, tylko luźno sprzeczali się o jakąś błahostkę. Gdy mnie dostrzegli, pomachali mi, a ja - z grzeczności - odwzajemniłam gest.
          - I jak misja, Sakura-chan? - spytał Kotetsu.
          - Dobrze. Tak jakoś... spokojnie minęła. - Przywdziałam na twarz maskę dobrego humoru. - Ale teraz lecę do Hokage. Na razie!
     Musiałam bardzo się postarać, żeby nie truchtać. Zerknęłam przez ramię na Sasuke, który spacerowym krokiem szedł sobie jak gdyby nigdy nic. Nie miałam siły, żeby to jakoś zgryźliwie skomentować. Popędziłam prosto do budynku, w którym urzędował Szósty.

~*~

     Siedziałam w wannie, napawając się spokojem i komfortem. Kochałam długo się moczyć. Gorąca woda zawsze działała na mnie kojąco. Próbowałam oczyścić umysł, niestety - choć bardzo się starałam było to niemożliwe. Wspomnienia z misji nadal wracały do mnie, obijały się o ściany czaszki, brzęczały nieznośnie, niczym rój spłoszonych pszczół. Psychicznie czułam się kompletnie wypompowana i wymęczona. Chciałam po prostu zasnąć i uciec od świata. Do tej pory wszystko było raczej proste i nieskomplikowane: mieszkałam sobie w swoim małym mieszkanku, dogryzałam Naruto, spędzałam czas z Ino i (czasami) z Hinatą, chodziłam na mało wymagające, samotne misje, kiedy zaczynało brakować hajsu, a teraz? Wszystko się jakoś zagmatwało. Jakby moja spokojna egzystencja została wywrócona do góry nogami. Nie byłam tym faktem zachwycona. Ba! Najchętniej dalej bym żyła w ten sposób, unikając problemów. Jednakże życie chyba uwielbiało się mną bawić, bo kiedy zaznałam spokoju na te kilka lat, ponownie postanowiło rzucić mnie w wir wydarzeń, o których nie miałam bladego pojęcia. 
     Zrezygnowana, położyłam się do łóżka i już po kilku minutach zmorzył mnie sen.



Od autorki: Witam! Zgadnijcie co? Rozdział! Tak, po czterech miesiącach ciszy powracam z rozdziałem napisanym krótko i zwięźle (czyli mój styl na czysto xD). Wcale nie będę zdziwiona, jeśli nikt tego nie skomentuje. Bądź co bądź porzuciłam bloga na dość długi czas... ale wróciłam! To chyba się liczy, no nie? (Ciekawe, czy ktoś jeszcze został z wszystkim moich czytelników... ;-;)
W każdym razie, teraz poużalam się nad sobą. Trzecia klasa gimnazjum to jakaś masakra. Dobrze, że nauczyciele mają limit trzech sprawdzianów w tygodniu, bo inaczej każdego dnia mieli byśmy ich po kilka. A to dopiero początek drugiego miesiąca! Już się boję, co będzie później...
Gorąco przepraszam za moją nieobecność!