poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział 8: "Zbyt blisko"

      Ocknęłam się dobre kilka godzin później. W pokoju było niemal całkowicie ciemno. Słońce już zaszło. Przez chwilę leżałam w bezruchu, czekając aż napłyną do mnie wszystkie wspomnienia sprzed mojej drzemki. Kiedy już wszystko powróciło, wstałam i lekko chwiejnym krokiem udałam się do drzwi. Z tego, co zapamiętałam, pokój Sasuke znajdował się tuż obok mojego, po prawej stronie. 
     Zapukałam ostrożnie.
     Nic.
     Zapukałam ponownie.
     Nadal nic. 
     Stwierdziłam, że jeżeli nikt nie odpowiada, to mogę wejść. Uchyliłam więc drzwi i zajrzałam do środka. Uchihy nie było w pokoju, ale zauważyłam, jego sylwetkę na balkonie. Przez kilka chwil musiałam przypominać sobie, jak się oddycha, bo widok Sasuke w czarnym kimonie w spiralne wzory o mało nie zwalił mnie z nóg. 
     Po cichu weszłam do pomieszczenia i przeszłam przez nie, stąpając bezgłośnie, niczym kot. Nie odwrócił się, lecz gdy dzieliła nas odległość mniej więcej trzech metrów od razu zauważyłam, że już dawno mnie wyczuł i jedynie pozwalał na tę przezabawną grę w podchody. No tak. Kimże ja byłam, żeby umieć go podejść?
     Zaprzestałam skradania i dołączyłam do Uchihy na balkonie. Nadal na mnie nie spojrzał. Wzrok miał zawieszony na gwiazdach, a wyrażał tyle, co zwykle - nic. 
          - Przyszłaś po coś konkretnego? - spytał, trochę zbyt sucho, jak na mój gust.
          - Może po prostu się stęskniłam? - odparłam, uśmiechając się niewinnie.
          - Hn.
     Nie powstrzymałam się i zachichotałam cichutko. Dopiero wtedy na mnie spojrzał. Dosłownie mnie sparaliżowało. Po raz drugi moc jego spojrzenia odebrała mi władzę nad ciałem i chociaż starałam się z całych sił odwrócić wzrok, nie byłam w stanie. Zostałam zakuta w kajdany czarnych oczu. Wtedy też dostrzegłam w tej mrocznej odchłani iskierkę uczucia. Nie byłam jednak pewna, jakiego dokładnie. Sekundę potem odezwały się tak dobrze mi znane już dreszcze. Mimo to, Sasuke nadal patrzył. Wlepiał oczy, przeszywał moją duszę na wskroś, zostawiając ją bez jakiejkolwiek ochrony. Napięcie rosło. Czułam się tak, jakby od naszych ciał biła elektryczność, przyciągając się nawzajem. To było niesamowite i przerażające zarazem. 
     Ocknęłam się połowicznie, kiedy zauważyłam, że Uchiha się nade mną nachyla. Powoli, bardzo powoli, ale nieuchronnie. Zaczęła wzbierać we mnie panika. Co się dzieje? Co on robi? Co ja robię? Co my robimy? Nadal nie mogłam się ruszyć, lecz mój umysł wyrwał się z okow tego słodkiego odurzenia. Aż wstyd się przyznać, ale byłam pewna, że on chce mnie pocałować. 
     O nie.
     O nie, nie, nie, nie, nie!
     Tak nie będzie!
     Dzięki otrzeźwieniu udało mi się cofnąć o krok. To zburzyło całkowicie pseudo-romantyczną scenę sprzed chwili. W dalszym ciągu nie miałam pojęcia, co tu się wyprawia, a Sasuke najwyraźniej nie zamierzał mi tego wyjaśnić. Również się odsunął, niemal na sam koniec balkonu, i odwrócił wzrok. Jednakże w chwili, kiedy jego oczy przesuwały się ze mnie na nieboskłon dostrzegłam coś, czego się nie spodziewałam. Dezorientację. Czyżby i on nie wiedział, co tak naprawdę się stało? A może winne są te przeklęte amulety? Tak, to bardzo prawdopodobne. 
     Postanowiłam uciec choć na chwilkę od jego przygniatającej obecności, czyli po prostu wejść z powrotem do środka. Okręciłam się z taką energią, że aż zrobiłam niezbyt zgrabny piruet, po czym zagłębiłam się w pokój. Wieczór był chłodny. Objęłam się ramionami, mimo, że i tak nic to nie dało. 
     Chwilę później Uchiha również wszedł do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi balkonowe. Lodowate podmuchy wiatru ustały. Nastała bardzo krępująca cisza, która nie tylko mnie ciążyła. Sasuke był widocznie spięty. Cholerne wisiorki. I kiedy już udało mi się stworzyć z tym gburem w miarę koleżeńską relację wszystko zepsuły kaprysy dwóch znudzonych duchów!
     Zaraz po tym, gdy to pomyślałam, przed oczy spłynęło mi wspomnienie sprzed chwili, kiedy Sasuke nachylał się nade mną. Mimowolnie spłonęłam rumieńcem. Bądź co bądź jestem tylko kobietą. Mogę czuć pewną słabość do przystojnych facetów. To najzupełniej normalne. Prawda? 
     Jeżeli miałam być szczera sama ze sobą, to nie wyzbyłam się uczucia żywionego do Uchihy. Uśpiłam je, to prawda, ale go nie zniszczyłam. Bowiem pozbycie się go było dla mnie równie bolesne i niemożliwe, co zrobienie szpagatu. Taka koncepcja w ogóle nie wchodziła w grę. Dlatego też zdecydowałam się ów uczucia zapieczętować głęboko wewnątrz własnego umysłu i nigdy nie pozwalać im się ukazać. Ale cóż mogłam zrobić w bezpośrednim starciu przeciwko obiektowi swoich skrajnych uczuć? Pogodziłam się już z moją bezsilnością w tej sprawie.
     Stwierdziłam, że akurat w tej sytuacji, mój zmysł gaduły mi się przyda. Coś musiało w końcu przerwać to uporczywe milczenie, inaczej oboje byśmy zwariowali. 
     Odchrząknęłam.
          - Spotkałam niedawno naszą księżniczkę. - rozpoczęłam rzeczowym tonem. Wzrok Sasuke natychmiast zawiesił się na mojej twarzy, a po ciele rozeszły się znajome ciarki. - Nie wygląda jakby coś knuła. Myślę, że po prostu wpadła po uszy.
     Uchiha westchnął przeciągle.
          - No i wielka tajemnica rozwiązana. - mruknął. - Jak zdobędziemy dowody? 
          - Czy najprościej nie byłoby, gdyby sama przyznała się ojcu? 
          - Ale jak chcesz ją zmusić do mówienia?
     Uśmiechnęłam się wyniośle, na co on jedynie uniósł kpiąco brew.
          - Urządziłam przed nią iście mistrzowskie przedstawienie. Prędzej przyłapię ją i jej kochasia w łóżku, niż ona domyśli się kim jestem naprawdę. Musi tylko mi zaufać.

~*~

     Kiedy wyszłam z pokoju Uchihy i weszłam do swojego, zamknęłam natychmiast drzwi, po czym oparłam się o nie plecami. Nie wiedziałam dlaczego, ale miałam przeczucie, że od teraz budowanie naszych relacji będzie szło dużo ciężej. Wypuściłam z płuc nagromadzone wcześniej powietrze. Dobra, sprawa naszych wzajemnych uczuć to temat na inne rozmyślania. Musiałam wziąć się w garść. W końcu miałam plan do wykonania.

~*~

     Stałam przed ogromnymi, pozłacanymi drzwiami... nie, poprawka - wrotami! Pokręciłam głową z dezaprobatą. Cóż, najwidoczniej księżniczka lubiła przepych. Podeszłam bliżej i zastukałam - olaboga - kołatką w drewno. 
     Kirara otworzyła mi, nieco zaskoczona tym, iż ktoś z wieczora ją nachodzi. Kiedy mnie zobaczyła, natychmiast zaczerwieniła się, wspominając zapewne ostatnią scenkę naszego spotkania. Chyba nadal nie mogła przeżyć, że przyłapano ją na kłamstwie. Najwyraźniej wahała się pomiędzy wywaleniem mnie na zbity pysk, a grzecznym i uległym zaproszeniem do środka.
          - Cześć - przywitałam się, doklejając do ust najsłodszy uśmiech na jaki było mnie stać. Zapewne gdybym siebie teraz zobaczyła, zrobiłoby mi się niedobrze. - Mogę wejść? Mam nadzieję, że ci nie przeszkadzam... - Mina niepewnej sierotki. - Po prostu nudziłam się w pokoju i tak sobie pomyślałam, że cię odwiedzę.
     Omiotła spojrzeniem moją sylwetkę. Chyba nie wydałam się jej podejrzana, bo ostrożnie odwzajemniła uśmiech.
          - W sumie, mnie też się nudzi, wejdź.
     Ha! Jeden zero dla Haruno! 
     Udałam, że rozpromieniłam się na jej słowa, po czym podrepatałam w głąb pokoju. Był duży, jasny i zupełnie nie w moim guście.
     Kirara zamknęła drzwi.
          - Rozgość się, a ja przywołam służącą i poproszę o herbatę. - poleciła, podchodząc do maleńkiego stoliczka tuż przy wejściu. Stał na nim srebrny dzwonek. Księżniczka wzięła go do ręki i zadzwoniła nim donośnie trzy razy. To musiał być jakiś sygnał. Odłożyła dzwonek na miejsce, po czym usiadła na czerwonej, wytwornej kanapie. Poszłam w jej ślady. 
     Przez kilka chwil przyglądałyśmy się sobie w milczeniu. Starałam się jak mogłam grać wyznaczoną mi rolę. Dla pozoru zaczęłam zachwycać się wystrojem domu oraz życzliwością gospodarzy. Z każdym moim słowem jej niewerbalny dystans zmniejszał się, aż w końcu dyskutowałyśmy przy herbacie - którą, notabene, przyniosły służki chwilę później - jak dwie dobre znajome. 
     A niech to! Wystarczyło dziesięć minut rozmowy, żeby zaczęła się na mnie otwierać! Zdecydowanie nie miała w sobie za grosz ostrożności. Ale cóż... to była księżniczka. Dotąd żyła beztrosko, leniąc się całe dnie i nie musząc zarabiać na życie. Cholerna farciara.
          - A co z twoim życiem uczuciowym? - spytała z zaciekawieniem, upijając łyk herbaty.
     Och, świetnie! Wiesz, zakochałam się w chłopaku z mojej drużyny, który jednak miał mnie głęboko w nosie, bo musiał zemścić się na swoim starszym bracie, który wybił cały ich klan! Odszedł z wioski w najbardziej chamski sposób, jaki można sobie wyobrazić i zaczął pobierać nauki u Orochimaru, który był oszalałym pseudo-naukowcem! Po dwóch latach spotkałam go ponownie, ale on nadal lał na moje uczucia cienkim moczem i do tego prawie mnie zabił! A wiesz, co się stało trzy lata po zakończeniu wojny? Skurczysyn wrócił do wioski, chyba tylko po to, żeby znów mnie zamęczać, a ja - jak na złość - zaczęłam zakochiwać się w nim jeszcze bardziej! 
     O Boże... brzmiało to tak żałośnie, że byłam zła na siebie za znaczne skrócenie moich romantycznych przeżyć. 
     Posłałam jej zmęczony uśmiech.
          - To skomplikowane... 
     Najwidoczniej po wyrazie mojej twarzy stwierdziła, że to sprawa bez łatwego wyjścia i niegrzecznie byłoby zadawać pytania. Pokiwała więc jedynie głową, ponownie zanurzając wargi w napoju.
          - A co z tobą? - spytałam, niby niewinnie, ale jednocześnie rozsadzało mnie samozadowolenie. Byłam pewna, że uda mi się to z niej wyciągnąć.
     Spaliła dorodną cegłę, odwracając wzrok i wbijając go w swoje kolana.
          - Wiesz... - zaczęła, nadal na mnie nie patrząc. - poznałam jednego... 
          - Uuu, to coś poważniejszego? - spytałam z autentycznym zaciekawieniem. 
          - Tak, raczej tak - Coś sobie przypomniała, coś bardzo dobrego, bo jej twarz rozświetlił przepiękny uśmiech. - Oświadczył mi się.
     Jezus Maria!
          - Naprawdę? - Wytrzeszczyłam na nią oczy.
     Pokiwała głową, nadal czerwieniąc się jak pomidor.
     Okej, spodziewałam się wielu rzeczy, ale nie czegoś takiego. Ich relacja była bardziej rozwinięta, niż podejrzewałam! Strzelałam raczej w jakieś szczeniackie zakochanie, a tu taka bomba!
          - I co? Zgodziłaś się? - Chciałam wiedzieć.
          - Właśnie w tym rzeczy, że poprosiłam go o czas do namysłu. - odparła, podkulając pod siebie kolana. Wyglądała na zagubioną i bezradną. - Z jednej strony chcę się zgodzić, bo kocham go całym sercem, ale z drugiej... jest jeszcze tata, który nie ma o niczym pojęcia. - Schowała twarz w kolanach. - To dla mnie trudne...
     Naprawdę współczułam tej dziewczynie. Miała dopiero szesnaście lat, a już stała przed życiowym wyborem. Jej serce rozdarło się na dwie połowy. Jedna należała do ukochanego, zaś druga do ojca i nie wiedziała, za którą z nich podążyć. 
     Usiadłam nieco bliżej, po czym położyłam swoją dłoń na jej dłoni. Uniosła na mnie zaskoczone spojrzenie.
          - Ukrywanie przed twoim ojcem prawdy jeszcze bardziej pogorszy sprawę. Martwi się o ciebie i nie wie, co się z tobą dzieje. Powinnaś powiedzieć mu jak najszybciej. Ostatecznie to on zdecyduje, czy pobłogosławi ten związek, czy nigdy go nie zaakceptuje, chociaż wątpię by to zrobił. Jesteś dla niego bardzo ważna, pragnie twojego szczęścia. Nie oddzieliłby cię od twojej miłości.
     Nie wytrzymała. Rozpłakała się, przyciskając dłonie do oczu. Niepewnie objęłam ją ramionami, lecz Kirara nie miała większych oporów. Przylgnęła do mnie, szukając źródła siły, aby móc zmierzyć się z tym wszystkim.
          - Dziękuję - wyszeptała. - Dziękuję, Himeko...

 ~*~

     Po wyjściu z pokoju księżniczki, popędziłam prosto do Sasuke. Musiałam złożyć mu raport odnośnie mojej rozmowy z młodą Tsukiko. Seryjnie ją polubiłam. Przez większość pobytu w jej sypialni nie musiałam grać, poza tym świetnie się z nią dogadywałam. 
     Wparowałam do pokoju Uchihy jak burza, kompletnie ignorując jakiekolwiek zasady kultury. Wręcz namacalnie poczułam, jak spoczęła na mnie para czarnych oczu, besztając mnie. Ich właściciel siedział na łóżku i czytał jakiś zwój.
          - Puka się - warknął.
          - Tak, tak - mruknęłam, machając ręką. - Mam dobre i złe wieści.
     Popatrzył na mnie podejrzliwie.
          - Jakie są złe? 
          - Okazuje się, że nasza księżniczka wplątała się w narzeczeństwo.
     Prychnął lekceważąco. No tak. Co go to obchodziło?
          - A dobre?
          - Niebawem się stąd zwijamy.
     Wydał z siebie pomruk aprobaty, po czym wrócił spojrzeniem do tekstu zwoju. Najwyraźniej tyle informacji absolutnie mu wystarczało. Eh, zdążyłam zauważyć, że odkąd tu przybyliśmy, tylko ja robię coś w kierunku zakończenia tej upierdliwej misji. Sasuke jedynie przyglądał się moim poczynaniom, sam dosłownie nic nie robiąc.
          - Dlaczego tylko ja coś robię na tej misji? - prychnęłam. 
     Nawet na mnie nie zerknął.
          - Bo niestety, ja nie nadaję się do miłych pogaduszek przy herbacie. - odparował.
     Też prawda. To była delikatna sprawa i z naszej dwójki nadawałam się lepiej do jej rozwiązania. Westchnęłam ciężko. 
          - Mimo wszystko mogłeś mi jakoś pomóc. - burknęłam, krzyżując ręce. 
     Spojrzał na mnie pobłażliwie.
          - Niby jak? Miałbym ci pomóc w doborze spinek do włosów? - Zaśmiał się kpiarsko.
     Co za...! 
     Nie, Sakura, jeszcze nie możesz go zamordować. Po powrocie do wioski będziesz mogła wyżywać się na nim i Uzumakim ile będziesz chciała, ale jeszcze nie teraz!
          - Masz coś do moich spinek? - warknęłam.
     Ze wszystkich ripost, jakie miałam w zanadrzu musiałam wybrać tę najgłupszą, ale nie mogłam już cofnąć swoich słów. Dobiło mnie dodatkowo spojrzenie Sasuke, który patrzył na mnie, jak na rasową idiotkę. Mimo to nie zmieniłam pozycji. Nadal stałam wyprostowana, z rękoma splecionymi pod biustem. Uchiha odłożył niedoczytany zwój i podszedł bliżej. Nie mogłam w to uwierzyć, ale... badał wzrokiem ozdoby w moich sztucznych włosach.
         - Nie, raczej nic do nich nie mam. - wymruczał tuż nad moim uchem.
     Przez chwilę myślałam, że ugną się pode mną kolana, ale w ostatniej chwili udało mi się temu zapobiec. On znowu to robił. Znowu paraliżował mnie swoim wzrokiem i bliskością, znowu nie miałam siły, ani nawet chęci, żeby w jakikolwiek sposób protestować. Wpatrywałam się w niego, jak w obrazek, czekając na jego dalsze posunięcie. 
     Zaczął się nade mną pochylać, dokładnie tak samo, jak na balkonie, kilka godzin temu. Fala prądu przebiegła przez całe moje ciało, a jej elektryczność łączyła się z tą bijącą od Sasuke, przyciągając mnie, niczym ćmę do światła. Poczułam jego dłoń na swojej talii, przysuwającą jeszcze bliżej. Nic nie mogłam na to poradzić. To się po prostu działo.
    Jakaś malutka, wciąż działająca część mojego mózgu wyliczyła, że nasze usta dzieli dokładnie pięć milimetrów.
Cztery.
Trzy...
Dwa...
Jeden...!



Od autorki: Ojejujejujej, jak dawno nie dodałam rozdziału! :O Ale cóż, rezultat tej przerwy widzicie powyżej. Całkiem spoczko mi wyszedł i możecie mnie na luziku zlinczować za końcówkę xD
Pozdrowionka! <3

PS.: Dwudziestu obserwatorów! Skąd się was tyle bierze? ;---;


     

5 komentarzy:

  1. Jak moglas przerwac w takim momencie?!?! No jak? ;c
    Za kare splon w piekle, szatanie! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehehehehe, zakończenie a'la Akiemii-skurwiel xDD

      Usuń
    2. Łopss!
      Akemii*
      Sorki, nie ma to jak pisać z telefonu (y)

      Usuń
  2. Przerywać w takim momencie no jak mogłaś?! No dlaczego?!

    OdpowiedzUsuń