Mój wzrok ponownie napotkał szybę. Od razu
po pobudce wskoczyłam w dresy, zrobiłam sobie herbatkę i usiadłam na parapecie.
Zdecydowanie, wielkie okna się przydawały. Mogłam obserwować jedną z szerszych
uliczek Konohy, przy której mieszkałam, w trakcie zgiełkowego zenitu. Tłumy
ruszały się chaotycznie, jak spłoszone mrówki, kiedy jakiś dzieciak rozwala ich
mrowisko patykiem. Jak zdążyliście już zauważyć, moim hobby było takie oto
przesiadywanie na oknie. Właściwie, takie zachowanie wpadło mi w nawyk kilka
tygodni po zakończeniu wojny. Zauważyłam też z czasem, że ma właściwości
uspokajające.
Upiłam łyk napoju i znów zapatrzyłam się
na ulicę. Nagle mój wzrok wyłapał w szarym tłumie jasną, rażącą w oczy plamę.
Przyjrzałam się uważniej i dostrzegłam… przedzierającą się przez tłum Ino!
Najwidoczniej obrała kurs na mój dom. O nie… znając ją pewnie będzie chciała
mnie gdzieś wyciągnąć, kiedy ja naprawdę nie miałam na to ochoty. Nie dzisiaj.
Ustaliłam sobie już wczoraj, gdy -
wściekła jak osa - trzasnęłam drzwiami wchodząc do domu, że dzień dzisiejszy
odbędzie się bez żadnych mistycznych spraw związanych z medalionami, bez
tajemnic, bez głupich spotkań z Sasuke, a tym bardziej – bez żadnych imprez. Była to żelazna zasada i
nawet ośli upór Yamanaki nie ma szans jej złamać.
Westchnęłam ciężko, słysząc dzwonek do
drzwi. Zebrałam się w sobie i wstałam, ruszając w stronę przedpokoju. Zrezygnowana,
otworzyłam Ino, która – w przeciwieństwie do mnie – aż promieniowała od dobrego
humoru. Jaką dobrą zabawą będzie jego całkowite unicestwienie…
- Cześć, Sakurciu! – przywitała się z
szerokim uśmiechem, który jednak nieco zbladł, gdy dostrzegła moje
„dizajnerskie” ciuchy. – A ty jak zwykle w dresie? – prychnęła.
- Ino, jestem w domu, a nie na pokazie
mody. – mruknęłam, zamykając drzwi. – Jeżeli przyszłaś tu tylko po to, by żalić
się na mój gust, to możesz już sobie pójść.
Wyraźnie ją tym ubodłam, ale niestety, gdy
przechodziłam stan „wymęczenia życiem” cierpiałam także na wyjątkowo silny
przypadek znieczulicy. Ino jednak zaraz potem znów nagrodziła mnie uśmiechem,
na co ja miałam ochotę zacząć walić głową w ścianę. Jedyne o czym teraz
marzyłam, to jak najszybsze spławienie przyjaciółki i ponowne posiedzenie na
parapecie. Najwyżej Yamanaka się obrazi, a jutro przeproszę ją i pójdziemy do
jakiejś knajpy.
- Nie tak szybko! – jej uśmiech się
poszerzył. – Mam zamiar wyciągnąć cię na małą imprezkę.
Postanowiłam odpowiedzieć krótko, szybko i
stanowczo:
- Nie.
- Heeee? Dlaczego? – jęknęła, a lewa,
błękitna tęczówka przybrała błagalny wyraz. – Przecież będzie fajnie! Nic nie
stracisz!
Stracę,
pomyślałam, stracę mój cenny, WOLNY
dzień!
- Nie.
- No proszę!
- Nie i koniec dyskusji! – fuknęłam,
opadając na krzesło w kuchni.
Ino naburmuszyła się, siadając naprzeciw.
Dopiero teraz przyjrzałam się jej uważniej. Włosy upięła w luźny kok, prawe oko
tradycyjnie zakrywała gruba warstwa grzywki. Ubrana była w długi, błękitny
sweter do połowy ud, szare getry i czarne botki, a na ramiona zarzuconą miała
ciemno-zieloną kurtkę. No tak, jak zwykle w zupełnie zwyczajnych ciuchach
wyglądała jak super modelka…
- Dlaczego nie chcesz iść? – spytała, tym
razem spokojnie, bez większych emocji w głosie.
Na taką
Yamanakę musiałam uważać. Włączał jej się wtedy tryb „coś jest nie tak, więc
pobudzam swoją mózgownicę do pracy”.
- Bo dzisiaj nie jest najlepszy dzień
na takie wyjścia – odparłam po chwilowym zastanowieniu.
- Dlaczego? – powtórzyła.
- Jezuu, Ino! – jęknęłam, mając dość
tego typu pytań. – Po prostu nie mam ochoty na imprezę! Koniec wyjaśnień.
Ino tylko pokręciła głową z politowaniem,
jakby kwestionowała moje zdrowe myślenie, i wstała.
- Eh… skoro tak… - westchnęła, a ja
od razu zaczęłam węszyć podstęp. Ona przecież nie poddawała się tak łatwo! –
To… ja już pójdę.
Zmierzyłam przyjaciółkę uważnym,
przenikliwym spojrzeniem. Ta zaś zrobiła minę niewiniątka i pomknęła do
przedpokoju, najwidoczniej uciekając przed moim spojrzeniem.
To jeszcze nie był koniec. Ino jeszcze
kogoś na mnie naśle!
~*~
Dlaczego ja zawsze muszę mieć rację?!, krzyczałam
rozpaczliwie w duchu.
Siedziałam na łóżku, łypiąc nienawistnie
na czwórkę dziewczyn, które wtargnęły niekulturalnie do MOJEGO domu i
rozpanoszyły się po MOIM pokoju. A mianowicie: Ino, TenTen, Temari i Hinata. O
ile jeszcze No Sabaku i narzeczona Uzumaki’ego mi aż tak nie przeszkadzały, to
pozostała dwójka skutecznie doprowadzała mnie do białej gorączki. Szperały w
każdym najmniejszym zakątku mojej szafy i komentowały każdy wyjmowany ciuch. A
kto będzie to musiał sprzątać? Oczywiście ja, bo one, kiedy tylko o tym
wspomnę, czmychną jak najdalej!
- Czy możecie, z łaski swojej, nie
robić mi w szafie burdelu?! – wydarłam się na nie, kiedy na twarz spadł mi mój
„najseksowniejszy”, czarny stanik z masą koronki.
TenTen na mój podniesiony ton spłoszyła
się nieco, ale Yamanaka dalej wygrzebywała coraz to nowe rzeczy.
Przecież
ona nie ma za grosz wstydu!
- Ino, nie denerwuj mnie bardziej,
niż to konieczne! – fuknęłam, lecz adresatka nawet na mnie nie zerknęła.
- I co się plujesz? – westchnęła tylko,
po czym wyjęła z komody ostatnią już rzecz, która wyraźnie przykuła jej uwagę.
Przyjrzałam się czarnemu materiałowi i
niemal natychmiast połapałam się, co to jest. Jednym kocim ruchem odebrałam z
rąk Ino tą sukienkę. Nikt nie miał
prawa na nią patrzeć! Nikt!
Przytuliłam ją do piersi, niczym matka swe
nowonarodzone dziecko. Wszystkie pary oczu spoczęły na mnie i na tym, co
ściskałam. No tak, musiałam wypaść w ich oczach dość… dziwnie. Ale to nie
zmieniało faktu, że owa sukienka była w stu procentach wyjątkowa i dosłownie nikt nie mógł jej oglądać.
- P-przepraszam… - wydukałam. – Ale
ta sukienka jest... dla mnie ważna.
Pierwsza z tego chwilowego zawieszenia
wybudziła się Hinata. Wstała ze swojego miejsca na podłodze i podeszła do mnie.
Uśmiechnęła się wyrozumiale, po czym powiedziała:
- Rozumiem. – spojrzała na Yamanakę.
– Ino, to niegrzeczne wywalać komuś ubrania z szafy. Naruszasz jej prywatność.
W tamtej chwili miałam szczerą ochotę
przytulić się do niej i rozpłakać z wdzięczności. Dlaczego ona musi mieć takie
dobre serduszko?
~*~
Po incydencie z sukienką, Temari
zarządziła odwrót, za co bardzo chciałam rzucić się jej na szyję, wrzeszcząc
„dziękuję, dziękuję, dziękuję!”. Na protesty Ino No Sabaku odpowiedziała iście
morderczym spojrzeniem, co skutecznie uciszyło jej jadaczkę.
Właściwie, nie wiedziałam nawet, skąd w
Konoha wzięła się siostra Kazekage. Po tym całym rozgardiaszu nie miałam czasu
(ani siły) na żadne pytania. Może przyjechała spędzić trochę czasu z Shikamaru?
Podobno ich związek rozkwitał, chociaż byli tak od siebie różni. Oczywiście,
nie byłam zbytnio doinformowana, bo z Temari nie dało się nic wyciągnąć. Ale
coś nie coś podejrzałam, gdy ostatnim razem była w Liściu, a to, co się działo
mogłam określić jednym słowem – nieźleee.
Wstałam z posłania i zaczęłam układać
sobie na szybko plany na dzisiejszy wieczór. Wyboru wielkiego nie miałam.
Zdecydowałam się jednak na jakieś łzawe romansidło i miskę chrupków.
~*~
Następnego dnia obudziłam się koło
południa. Uwielbiałam spać do późna! Było to moją drugą miłością. Pierwszą było,
oczywiście, pochłanianie czekolady.
Poleżakowałam trochę, ale za dwadzieścia
pierwsza postanowiłam w końcu się ogarnąć. Z ciuchów porozwalanych na podłodze
(nadal ich nie uprzątnęłam) wybrałam luźną, czerwoną koszulkę na grubych
ramiączkach i czarne szorty. Długie włosy zebrałam w niedbały kucyk tak, że
kilka kosmyków z niego wychodziło.
Wzięłam się za zbieranie ciuchów i
upychanie ich do szafy. Nie mogły tu leżeć przez wieczność, więc dałam z siebie
wszystko, przezwyciężając lenia, który mnie ogarnął.
Potem zrobiłam sobie prowizoryczne
śniadanie (kilka kromek z białym serem i solą), bo na nic wykwintniejszego nie
było mnie stać. Dosłownie! Krucho u mnie z kasą. A to oznacza, że trzeba ruszyć
swoje wielkie dupsko i zapinkalać na misję!
Jednak przed wybraniem się do Hokage
chciałam coś sprawdzić. Mianowicie: spróbowałam zdjąć wisiorek z szyi. Tak jak
sądziłam – moje starania spełzły na niczym. Nie mogłam się od niego uwolnić.
Świetnie.
Zrezygnowana, powlekłam się do Naruto.
~*~
Zapukałam, a potem, w ogóle nie czekając
na pozwolenie, weszłam do środka. Uzumaki siedział za biurkiem i czochrał sobie
włosy dłońmi. Kiedy weszłam zwrócił na mnie swoje niebieskie oczy.
- Wiesz co zauważyłem, Sakura-chan? –
spytał, z nieobecnym wyrazem twarzy.
Drewniany mebel, przy którym siedział
dosłownie tonął w papierach.
- Co takiego? – przysiadłam na
krześle naprzeciw.
Szósty spojrzał na mnie wzrokiem dziecka,
które siedziało w znienawidzonej szkole stanowczo za długo.
- Że bycie Hokage wcale nie jest
takie wspaniałe, jak to sobie wyobrażałem! – jęknął i walnął czołem o blat.
- Powinieneś to przemyśleć zanim
składałeś swoją kandydaturę rok temu. – parsknęłam.
W takich momentach przypominały mi się
czasy, w których Naruto nie próbował tylko w kółko zachowywać spokój, a
emanował swoją wesołością i entuzjazmem. To smutne, ale nie mogłam mu przecież
tego powiedzieć.
- Eh… nieważne! – potrząsnął głową, a
zaraz potem wróciła jego stoicka odsłona. – Nie przyszłaś tu wysłuchiwać moich
żalów, prawda?
- Nie. Chciałabym iść na jakąś misję,
bo z moimi funduszami jest troszku słabo. – przyznałam się niechętnie.
- W takim razie dlaczego nie wrócisz
do pracy w szpitalu? – zapytał. – Przecież jesteś świetnym medic-nin’em, może
nie najlepszym, ale z pewnością świetnym.
Trochę mnie to ubodło. To prawda, że
najlepsza nie byłam, ale to nie znaczy, że nic nie potrafiłam! O nie! Już dawno
skończyły się czasy, w których trzeba mi było ratować tyłek!
- Przecież w szpitalu grasuje
Tsunade-sama. Skoro ona tam jest, to po co ja bym miała?
I była to szczera prawda. Piąta, po
oddaniu stołka, zajęła się konohańskim szpitalem. Co tu dużo gadać – spisywała
się świetnie. Uzumaki także to wiedział, dlatego westchnął tylko i zaczął
grzebać w jednym z czterech przeogromnych stosów papierów na swoim biurku.
- Jeżeli chcesz ruszyć w pojedynkę, a
wiem, że chcesz – uśmiechnęłam się do niego na potwierdzenie. – przydzielę ci
misję dostarczenia zwoju do Kraju Wody, a mianowicie – osobiście do Mizukage.
Skinęłam głową. Brzmiało prosto i
nieskomplikowanie.
- Kiedy wyruszam?
- Jutro o świcie. – jęknęłam.
Dlaczego o świcie?! – Wiem, że nie lubisz wstawać wcześnie, ale nic na to nie
poradzę. – rozłożył ramiona w geście bezradności.
- Hai, hai. – mruknęłam i skierowałam się do wyjścia.
~*~
Kolejnego dnia stawiłam się punkt szósta
przed bramą. Niby nikt na mnie nie czekał, ale odpowiadało mi stawianie się o
czasie, lub przed czasem.
Słońce wyłaniało się dopiero zza
horyzontu, leniwie sunąc w górę. Napawałam się przez chwilę pięknymi kolorami
nieba, a potem sprawdziłam ramiona plecaka i wyruszyłam.
Podróż upływała spokojnie, bez
komplikacji. Po kilku godzinach zrobiłam postój, napiłam się czegoś, zjadłam
bułki z żółtym serem (niestety, tylko to wygrzebałam z lodówki) i pomknęłam
dalej przez las.
~*~
I wszystko mogłoby skończyć się tak
pięknie, lecz przy granicy Kraju Wody i Ognia wyczułam czyjąś chakrę. Nie
wydała mi się jakaś bardzo niebezpieczna, ale zachowałam czujność.
Przystanęłam i skupiłam się na źródle
siły. Zbliżało się szybko i nieuchronnie.
Czekałam.
I się doczekałam.
Wśród drzew dostrzegłam fioletową smugę.
Co dziwne, ten ktoś nawet mnie nie zauważył, tylko mknął dalej.
Zero
ostrożności…, westchnęłam ciężko.
Kiedy już miałam ruszyć dalej, usłyszałam
skrzypiący dźwięk, jakby gałąź któregoś z drzew się złamała, a potem wysoki
krzyk przerażenia. Czym prędzej popędziłam w tamtą stronę i zastałam… dość
komiczną scenkę.
Mała dziewczynka z opaską Wioski Mgły
siłowała się z ogromną gałęzią, która przygniatała jej małe ciałko. Na oko
miała może… jedenaście lat. Jasne włosy splecione w warkocz wieszały się na
prawym ramieniu, a błękitne tęczówki płonęły z wściekłości. Miała na sobie
lekko podarte, krótkie, fioletowe kimono z motywami kwiatowymi i czarne
legginsy do kolan. Szarpała się coraz bardziej rozpaczliwie, ale za grosz jej
to nie pomagało.
Już miałam interweniować, lecz wtem
usłyszałam szyderczy śmiech. Obok małolaty pojawił się chłopczyk, mniej więcej
w jej wieku, o rozczochranych, brązowych włosach i oczach tego samego koloru.
- Hahaha! Mówiłem, że padniesz,
Kasumi! – chichrał się, a dziewczynka przeszyła go tylko morderczym
spojrzeniem.
- Nie żyjesz, Zuko! – wybuchła,
szamocząc się jeszcze zacieklej. Niestety, nie za wiele wskórała, z czego jej „kolega”
śmiał się jeszcze bardziej.
Obudziły się we mnie jakieś solidarne
instynkty wobec tej samej płci, więc bezszelestnie zeszłam z drzewa, tuż za
plecami – jak mniemam – Zuko. Ani mnie nie zauważył, ani nie wyczuł, tylko
nadal nabijał się z Kasumi, która – w przeciwieństwie do niego – zauważyła mnie
niemal od razu i zastygła w bezruchu.
- Co, Kasu? W końcu zaczęłaś się mnie
bać? – spytał z kpiną. Ta jednak ani drgnęła, tylko wciąż się mi przypatrywała.
- Nie sądzę, żeby się ciebie bała,
mały – rozpoczęłam spokojnie. Chłopiec obrócił się błyskawicznie i zmierzył moją
sylwetkę przestraszonym wzrokiem. Nie mogłam powstrzymać poczucia wyższości. –
ale za to ty możesz śmiało bać się mnie.
- K-kim jesteś? – wydukała Kasumi,
nadal uwięziona między gałęzią, a podłożem.
W odpowiedzi na jej pytanie uchyliłam
głowę tak, aby mieli wgląd na ochraniacz Konohy na czubku mojej głowy, którego
nie byli w stanie dojrzeć.
- Haruno Sakura – zaczęłam znużona. –
jounin Wioski Ukrytej w Liściach i najlepsza przyjaciółka samego Hokage.
Ach, uwielbiałam się chwalić! Tak, wiem –
moja pycha poszerza swe horyzonty, ale co ja mogę? Strach i ledwo zauważalny
podziw na twarzach tych dzieciaków był jak miód na moje serce.
- A wy, dzieciaki?
Wymienili oszołomione spojrzenia, a
pierwsza odezwała się osobniczka płci mojej.
- I-irima Kasumi – powiedziała jękliwie.
– genin Wioski Mgły…
A potem jej kolega:
- Kenkesaki Zuko, genin Wioski Mgły.
Rozejrzałam się.
- A gdzie wasz sensei? Bo zgaduję, że
jesteście razem w dróżynie.
- Razem z Zuko się ścigaliśmy i
zostawiliśmy w tyle sensei i Amaki’ego-kun – odparła Kasumi, na nowo
rozpoczynając próby wydostania się spod przygniatającego ją ciężaru.
- Pomogę ci. – rzekłam, po czym
podeszłam do niej.
Zebrałam chakrę w dłoniach i bez wysiłku
uniosłam gałąź tak, żeby mogła stamtąd wypełznąć. Jednak usłyszałam, jak syczy
z bólu, łapiąc się za miejsce tuż pod klatką piersiową.
Odłożyłam gałąź i zbliżyłam się, chcąc
ocenić, co się stało, ale jasnowłosa geninka odskoczyła.
- Spokojnie, jestem medic-nin’em. Coś
cię boli? – było to głupie pytanie, ale cóż…
Kasumi zmierzyła mnie tylko nieufnym
wzrokiem, lecz stanęła w bezruchu, bym mogła ją zbadać.
- Tutaj. – powiedziała cicho,
przykładając dłoń tak, gdzie wcześniej.
Przyłożyłam dłonie do bolącego miejsca,
jednak tak, żeby w żaden sposób go nie dotykać, a ręce okoliła dobrze znana mi,
zielonkawa chakra. Złamane żebro… Zabrałam się za leczenie.
Pięć
minut i będzie po wszystkim, określiłam w myślach.
Kiedy już skończyłam, wyczułam dwie osoby
zbliżające się pospiesznie. Ach, pewnie sensei i ten cały „Amaki-kun”.
- Zuko! Kasumi! Zobaczyłem, że wasze
chakry się zatrzymały i- – urwał, dostrzegając mnie.
- Och, jak mniemam ich sensei. –
uśmiechnęłam się przyjaźnie. Po co mu było robić wyrzuty, skoro nie są nawet z
mojej wioski?
- S-sakura-sama! – wybałuszył na mnie
oczy, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. – Co pani tu robi?
- Jestem na misji. – odparłam bez ogródek,
po czym pociągnęłam za ramię plecaka, jakby był to dowód. – Pańska uczennica
nieźle się wpakowała. – zachichotałam.
- Kasumi… - jęknął. – coś ty znowu
zrobiła?
Dziewczynka wyburczała tylko coś pod
nosem, więc pozwoliłam sobie wyjaśnić.
- Gałąź drzewa się pod nią złamała i
przyszpiliła do ziemi. Złamała sobie przy tym żebro, ale już to naprawiłam.
Jounin o mało nie popłakał się z
wdzięczności, a ja tylko cały czas powtarzałam: „Ale to nic!”, albo „To był mój
obowiązek!”. Zdecydowałam, że zabiorę się razem z naszą szczęśliwą gromadką, bo
– jak się okazało – właśnie wracali z misji i kierowaliśmy się w tę samą
stronę. Przy okazji zapoznałam się bardziej z dzieciakami. Kasumi była pyskata
i twarda, co kolidowało z dokładnie taką samą osobowością Zuko, przez co oboje
kłócili się przy każdej okazji. Amaki był zaś cichym, lekko niedostępnym
chłopakiem, który obserwował. I był w tym bardzo dobry. Zagiął mnie na
przykład, kiedy na statku (bo przecież do Mgły trzeba było przedostać się wodą)
siedzieliśmy, konsumując kolację i rozmawiając. Wszyscy byli zasłuchani w moją
historię o pokonaniu Zabuzy na swojej pierwszej misji. W większości mówiłam
oczywiście o wyczynach Naruto i Sasuke, bo ja tam na wiele się przecież nie
zdałam.
- Czyli wynika z tego – odezwał się
Amaki, beznamiętnym tonem. – że ty, Sakura-san, na nic się wtedy nie przydałaś.
Ugodziło to w moją dumę, ale taka była prawda.
- Amaki! Grzeczniej! – fuknął sensei
Eribuki (czego dowiedziałam się później).
- Nie, nie! Ja wiem, że byłam
kompletnie bezużyteczna! – zaśmiałam się cicho. – Właśnie dlatego zaczęłam
uczyć się u Tsunade-sama. Nie chciałam być zbędnym balastem już nigdy więcej. –
uśmiechnęłam się smutno. Kasumi i Zuko patrzyli na mnie z podziwem, Amaki bez
wyrazu, a Eribuki spokojnie.
~*~
Kiedy już byłam niemal przed bramą Konohy,
wymęczona i przemoczona (w trakcie drogi powrotnej lało, jak z cebra), mój plan
na resztę dnia był taki: złożyć raport Hokage, wrócić do mieszkania i walnąć
się na łóżko.
Wlekłam się przez korytarz, wołając o
pomstę do nieba. Przed drzwiami gabinetu Uzumaki’ego nie zachowałam nawet
najmniejszych zasad kultury i nie raczyłam nawet zapukać. Wpadłam do pokoju jak
burza. A na widok osoby, która znajdowała się w środku oprócz Szóstego, prawie
szczęka mi opadła.
Od autorki: Publikuję
rozdział wcześniej, niż myślałam! ^,^
Więc,
kochani, życzę zdrowych, pogodnych świąt, masy prezentów i siły na połamanie
rózg xD
Następny
rozdział nie wiem kiedy! Może w ferie zimowe? ;o Nie wiem, nie wiem! Jak
widzicie, dodałam akapity i takie oto znaczki – „~*~”. Bądźcie szczęśliwi, bo
tak chyba lepiej się czyta xP.
Szampańskiego
Sylwestra!
Lepiej, lepiej ;) (się czyta)
OdpowiedzUsuńHmm... Ogólnie rzecz biorąc są święta i mam pusto w głowie, więc nie potrafię dobrze skomentować tego rozdziału...
Strzelę sobie jednak, kim jest ta osoba w biurze Hokage...
Uchiha Sasuke?
Może trafię...
Ah, i te dziaciaki z tego rozdziału - fajne.
Ciekawe też, o co chodzi z tą sukienką
(Dlaczego jest dla niej taka ważna? Ciekawi mnie to bardziej, niż to, kim jest ta osoba obok Naruciaka)?
Pozdrawiam i
Merii Kurisumasu (po prostu uwielbiam japońską wersję) :)
Wiedziałam, że lepiej!
UsuńCieszę się, iż Cię zaciekawiłam ^^. Ogólnie, kieruję się zasadą "bez spoilerów", więc nie mogę nic zdradzić, ale powiem jedynie, że pomysł z tą sukienką pojawił się zupełnie spontanicznie! Lecz znalazłam jej doskonałe zastosowanie, które wplecie się w ogólną fabułę ^,^.
Ja też mam przetrzepany mózg, nie martw się X.x
Arigato gozaimasu! ^^
Pozdrowionka!
Sasuke u nNaruto ??;3
OdpowiedzUsuńMoże tak... może nie... xd
UsuńNie oczekuj po mnie jasnej odpowiedzi xDD