poniedziałek, 17 listopada 2014

Rozdział 3: "Zakapturzony"

     Ból. Ból otaczał mnie ze wszystkich stron. Jakbym była jego więźniem. Okropne uczucie. W ogóle nie czułam swojego ciała – to tak, jakby mój umysł frunął sobie gdzieś w przestworzach odłączony od reszty. To takie dziwne… i inne.
     Jednak ten stan niebytu został bardzo szybko i bardzo brutalnie przerwany przez upierdliwy dźwięk, dochodzący gdzieś z bliska. Spowodował także straszliwe, bolesne pulsowanie w okolicach potylicy.
     W tempie ekspresowym otworzyłam oczy, ale od razu tego pożałowałam. Ostre światło poranka wbiło się w odrętwiały układ nerwowy, jak sztylet. Aż pisnęłam z bólu, natychmiastowo zaciskając powieki z powrotem. Ale ten przeklęty budzik dzwonił i dzwonił!
     Uniosłam się na łokciach (nagle odnalazłam swoje ciało!) i wymacałam prujący się zegarek na szafce nocnej. Z całej siły (skumulowało się nawet trochę chakry) walnęłam w tego metalowego demona, budzącego biedne, skacowane kunoichi. Pech (a może szczęście) chciał, że rozwalił się na śrubki. Właśnie. Co się wczoraj działo?
     Usiadłam na łóżku, przecierając zaspane oczy dłonią. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo mi niedobrze. Do tego dziury w pamięci były niepokojące. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zapomnieć czegoś po alkoholu, nigdy! A miałam już za sobą kilka większych libacji. Myśl, Sakura, myśl! Co działo się po wejściu do baru? Hm… Stołek barowy, przeszywające tęczówki barmana, kilka dobrych godzin chlania, a potem… potem piorunujący dreszcz, przemierzający linię mojego kręgosłupa, zakapturzona postać i para zimnych, czarnych oczu.
     Wręcz poderwałam się na to wspomnienie. A miało to złe skutki, bo nogi się pode mną ugięły, a mózg zaatakowała fala bólu. Runęłam jak długa na łóżko. Do tego jeszcze mdłości się nasiliły! Chyba jednak czeka mnie rozmowa z muszlą. Tak więc pomknęłam do łazienki.

~*~

     Dalsza część dnia upłynęła spokojnie. W większości na śnie, lub rozmyślaniach. Następny dzień zaś przyniósł ukojenie. Zbudziłam się koło dziesiątej bez bólu głowy, nudności, czy innych, nieprzyjemnych objawów kaca.
     Przeciągnęłam się z lubością, napawając się rozleniwieniem. Ach! Takie poranki mogłabym przeżywać codziennie! Nagle napełniła mnie nowa energia do poszukiwania informacji, oraz… było coś jeszcze… coś, czego nie mogłam sobie dokładnie przypomnieć. Jednak mowa w tym była o uporze i o sile z niego płynącej. Cóż miałam zrobić? Postanowiłam ostatni raz oddać się przeszukiwaniu tego ogromnego księgozbioru.
     Jeżeli znów nic nie znajdę – wracam do Konohy i zapominam o sprawie. Bo przecież moim jedynym zadaniem jest sprawowanie pieczy nad tym wisiorkiem, prawda? Potem, za kilkanaście lat, kiedy będę miała już kochającego męża, przytulną chatynkę i trójkę wspaniałych dzieci, przekażę najstarszemu Yang i to brzemię odpowiedzialności zostanie ze mnie zdjęte. O! I to jest plan na życie!
     Aż normalnie byłam z siebie dumna.
     Z jasnymi myślami dokończyłam pakowanie. Wyszłam z mieszkania, zamykając je wcześniej i zaszłam do domu właścicielki budynku, na parterze. Oddałam jej klucz, uraczyłyśmy się kilkoma uprzejmościami oraz uśmiechami, po czym wyszłam na zewnątrz.
     Zawędrowałam, rzecz jasna, do biblioteki. Usadowiłam się na czerwonym fotelu z wysokim oparciem, który stał przy okrągłym stoliku. Odłożyłam bagaż obok siedzenia. Było to moje stałe miejsce, kiedy przychodziłam myszkować wśród półek. Po tych kilku dniach nadal na stoliczku leżały książki, które miałam w planach przejrzeć i zostawiłam je. Nikt ich nie uprzątnął? Kto w ogóle zajmował się tą biblioteką? Jak na razie widziałam tu tylko odwiedzających. Owszem, przy wejściu stało biurko i krzesło, ale nigdy nikogo tam nie zastałam. A przecież jak biblioteka może być czynna bez bibliotekarki?
     Odetchnęłam ciężko.
     Nie warto było się w tamtej chwili nad tym zastanawiać. Sięgnęłam po następną książkę. Była ona oprawiona w jasno-brązową okładkę, bez żadnych obrazków, a tytuł napisany białymi literami głosił: „Legendy Wielkich Klanów”. Wypuściłam głośno powietrze. Niestety, Haruno nie był jakimś wielkim klanem. Właściwie, był bardzo mało znany. Nie to co na ten przykład Hyuuga, lub Uchiha, dzierżący niesamowite umiejętności klanowe – Byakugan i Sharingan (szczerze powiedziawszy, tego drugiego nienawidziłam).
     Z westchnieniem zabrałam się za wertowanie. Oczywiście natrafiłam na masę bzdetów, lecz kiedy nagłówek zakomunikował mi: „UCHIHA”, niemal podskoczyłam na krześle. Tak, moje reakcje były gwałtowne i odruchowe. Aż dziw, że nie wypuściłam książki z ręki. Zabrałam się do czytania. Na początku były tam pierdółki typu: kekkei genkai, przeważny wygląd członka klanu, pospolite cechy charakteru itepe. Potem jednak zaczęły się również najróżniejsze opowieści o klanie. Były naprawdę ciekawe i wciągające, lecz w największy szok wprawiło mnie ostatnie zdanie, dopisane niebieskim długopisem: „Mieli powiązania z Haruno”.
     Omal serce wyskoczyło mi z piersi. Powiązania? Z moim klanem? Jakim cudem? I dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam? Przeszukałam stronę, ale nie znalazłam już żadnych dopisków.
     Kiedy już skończyłam książkę, sprawdzając dokładnie każdą kartkę, miałam zamiar odłożyć ją na półkę, lecz niespodziewanie coś białego mignęło mi przed oczami. Mała karteczka, złożona na pół wyleciała z tomiszcza, które trzymałam. Podniosłam ją i rozłożyłam. Było tam zapisane kilka zdań. Rozpoznałam także ten sam niebieski długopis, co na stronie o klanie Uchiha. Zaczęłam uważnie czytać.


„Zebrane dotychczas informacje: dwa amulety – jeden biały, drugi czarny. Zwane potocznie Yin i Yang. Zapieczętowane są w nich dwa duchy – ciemności i światła. Uchiha i Haruno mają coś z tym wspólnego. Bardzo możliwe, że to oni strzegą wisiorków.

Teraźniejszy cel: spotkanie z Kimeko Seiko”


     Czułam, jak mój umysł ma ochotę eksplodować. D-dlaczego akurat Uchiha? Dlaczego nie ktoś inny?! Czyli, że co? To Sasuke ma Yin? T-to chyba jakieś żarty! I kim, do licha, jest ta cała Kimeko Seiko?
     Złapałam się za głowę i zaczęłam cicho, acz lekko histerycznie chichotać. I kiedy już miałam nadzieję, że raz na zawsze uwolniłam się od przeszłości, ta znów wróciła, dając mi kopa w dupsko.
     Nagle poczułam jakieś pulsujące źródło chakry gdzieś bardzo blisko. Mój idiotyczny śmiech ucichł. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, lecz nikogo nie dostrzegłam. Zerknęłam w dół i wtedy pojęłam. To Yang roztaczał tę energię. Do tego znów się świecił. Uchwyciłam go w dwa palce i uniosłam na wysokość oczu. Wtem wspomnienia wczorajszego wieczoru momentalnie do mnie wróciły. Wszystkie, po kolei. Zakapturzona postać, szpiczasty zarys fryzury, wymiana zdań i zwierzenia, rada, którą dał mi Sasuke, potem znów zaczęłam pić, aż w końcu byłam niezdolna do samodzielnego powrotu do domu i… i film mi się urwał. Musiałam chyba zasnąć. A jak wróciłam do domu? Tego nie dane mi było zobaczyć. Jednak nagle przyszło mi coś na myśl.
     Oczywiście! Teraz to wszystko miało sens! Jeżeli Uchiha miał Yin, a ja Yang to by wyjaśniało te dziwne fale prądu za każdym razem, gdy spoglądaliśmy sobie w oczy.
     Ponownie przyjrzałam się symbolowi. Przestał jaśnieć oraz buchać chakrą. Czyżby zwrócił mi wspomnienia? Najwyraźniej.
          - Arigato. – szepnęłam.

~*~

     Dwa dni później byłam już w Ukrytym Liściu. W sumie w Piasku zostałam dłużej, niż myślałam. No bo jeżeli to wszystko podliczyć… wychodziłoby, że spędziłam tam sześć dni. Ha! Czyli nie nagięłam obietnicy danej Naruto!
     Przed progiem domu odetchnęłam głośno. Wreszcie u siebie! Otworzyłam drzwi, a w mój nos uderzył zapach mieszkania. Plecak spadł mi z ramion z donośnym hukiem. Zdjęłam buty i walnęłam się na łóżko w sypialni. Rozpakowywanie swoich klamotów zostawiłam sobie na dzień jutrzejszy.

~*~

     Przez następne kilka tygodni życie powróciło do całkowitej normy. Spałam, jadłam, spotykałam się z przyjaciółmi (oczywiście słowem im nie pisnęłam o spotkaniu moim i Sasuke w Sunie), chodziłam na pomniejsze misje i ogólnie rzecz biorąc, żyłam tak jak dawniej. Yang nie odzywał się. Nie jaśniał, nie pulsował energią, tak samo elektryczne ciarki ulotniły się w niepamięć. Wszystko było jak najbardziej normalne. Do czasu.
     Pewnego słonecznego dnia, kiedy wróciłam ze zlecenia, jakim było przetransportowanie kapryśnej nastolatki – księżniczki Omiko – z Kiri do jakiegoś małego miasteczka na terenie Kraju Ognia, dla jej „bezpieczeństwa”, znów wyczułam chakrę. Chakrę bijącą od medalionu. Wyciągnęłam go spod blado-czerwonej tuniki i stwierdziłam, że biały symbol znowu świeci.
     Nagle w moim umyśle pojawiła się mapa. Dosłownie. Poczułam przemożną potrzebę ruszyć wyznaczaną przez umysł trasą. Zostawiłam bagaż w przedpokoju i wyszłam z domu, natychmiast udając się na północny-zachód. Tajemnicza siła wyprowadziła mnie w las. Przedzierałam się między krzewami, nieugięcie prąc na przód.
     Nie myślałam o niczym. Po prostu, wiedziona dziwacznym rodzajem instynktu, szłam przed siebie. To tak, jakbym była w transie…
     Nagle uczucie zniknęło. Ocknęłam się z tego chwilowego otępienia, w szybkim tempie mrugając powiekami. Rozejrzałam się wokół. Znajdowałam się na niewielkiej, leśnej polance. Nie było w niej nic nadzwyczajnego – nie za wysoka, zielona trawa i porozsiewane tu i ówdzie kwiaty w kolorze ciepłego fioletu.
     Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego (jak się domyślałam) Yang przywiódł mnie akurat tutaj. To jakieś wyjątkowe miejsce? Obejrzałam się za siebie. W sumie, nawet nie wiedziałam jak daleko przeszłam. I właściwie w jaki sposób ominęłam konohański mur? Czekać cz-
     Moje nie do końca ukształtowane pytanie przerwała ogromna, porażająca fala prądu, przeszywająca moje ciało.
     No to kaplica…, pomyślałam, a gdybym to wypowiedziała na głos, ton byłby grobowy, Jeżeli nawiedzają mnie dreszcze, to w okolicy musi być…
     Obiekt mojego zainteresowania wynurzył się z chaszczy i stanął na skraju polany, podobnie jak ja. Lekko przerażona, zaczęłam dokonywać oględzin jego twarzy. Po minie Uchihy mogłam stwierdzić, że był właśnie w stanie podobnego transu, co ja chwilę temu. Bezdenne, czarne oczy przysłaniała mgiełka otumanienia. Jednak nie trwało to długo, bo momentalnie się ocknął. Zamrugał oczętami, a napotykając nimi moją sylwetkę, do tego z blado-zielonymi ślepiami wbitymi w jego zacną osobę, zesztywniał. Podobnie jak ja.
          - Sakura? – odezwał się głupio.
     Nie, święty Tomasz, pomyślałam z kpiną. Nie! Dziewczyno, o czym ty myślisz w takim momencie?!
     Odchrząknęłam. Najwidoczniej informacje z kartki zaczęły się potwierdzać – Yin przywiodła Sasuke w to samo miejsce, co mnie Yang.
     Nie wiedząc, w jaki sposób zacząć sensowną konwersację, wypaliłam jak ostatni półgłówek:
          - Hej, Sasuke.
     No i cisza.
     Uchiha zmierzył mnie lodowatym wzrokiem, od którego ciecz zmieniała stan skupienia, po czym rozejrzał się wokół. Kiedy już dokonał oględzin polanki, obrócił się zgrabnie i kiedy stawiał już krok w kierunku boru, postanowiłam zainterweniować.
          - I co? Tak po prostu sobie pójdziesz? – prychnęłam z goryczą.
     Zatrzymał się, lecz nie odwrócił.
          - Taki mam zamiar. Nie mam z tobą nic wspólnego.
     Zabolało.
          - Jasne! – sarknęłam. – Wspólna przeszłość przecież nie istnieje! – byłam coraz bardziej wściekła. – Tak samo te przeklęte wisiorki też nie są niczym ważnym, tak?!
     Reasumując, wykrzyczałam to. A miałam być spokojna!
     Sasuke wciąż się nie odwracał. Teraz to ja miałam ochotę odejść. Biegiem. Już nawet miałam taki zamiar, lecz wtem usłyszałam głos. Męski, aksamitny, niemal stoicki.
          - Nieładnie, Sasuke. Tak przecież nie można…
     Znikąd pojawiła się na polance jeszcze jedna postać. Nie mogłam jednak dostrzec żadnych szczegółów, prócz kosmyka jasnych włosów przez czarny płaszcz z kapturem.
     Widać mHroczny imidż.
     Miałam ochotę palnąć się w łeb.
     Zawsze w dziwnych, tajemniczych, bądź naprawdę niepokojących sytuacjach, umysł podsuwał mi właśnie takie głupawe komentarze. Hm… może próbowałam pokrzepić sama siebie?
          - Co ty tu robisz? – warknął Uchiha, nieprzyjaznym tonem.
     Łuuu, aż ciary przechodzą po plecach.
     Jednak najwidoczniej rozmówca niezbyt przejął się wrogością w jego głosie, bo po chwili Sasuke mógł jedynie podziwiać okryte ciemnym materiałem plecy. Bowiem Zakapturzony zaczął iść w moją stronę. Nie ruszyłam się z miejsca, choć każda komórka krzyczała, bym zwiewała, gdzie raki zimują. Trzymała mnie pewność, że on mi nic nie zrobi. Nie wiedziałam skąd mogła się brać. A może była zgubna?
     Mężczyzna w płaszczu zatrzymał się trzy metry ode mnie. Widziałam tylko dolną część jego twarzy. Usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
          - Sakuro Haruno – rozpoczął. – posiadaczko bliźniaczego symbolu Yin – Yang, czy jesteś pewna, że chcesz zapoznawać się ze wspólną historią rodów Haruno i Uchiha? To, czego się dowiesz może ci się nie spodobać.
     Miałam złe przeczucia, co do niego. Ten kaptur, obłudnie uprzejmy ton. Facet kompletnie mi nie pasował.
     Przeanalizowałam pytanie. Za wszelką cenę chciałam dowiedzieć się wszystkiego o swoim klanie, ale istniało we mnie przeświadczenie, iż mam to zrobić sama. Bez żadnej pomocy.
          - Tak, jestem pewna. – odparłam. – Ale chcę to zrobić po swojemu.
     Usłyszałam ciche, kpiarskie parsknięcie gdzieś z niedaleka. Ach, Sasuke! Prawie zapomniałam, że tu jest! Ale hola, hola! Co ten odgłos miał oznaczać?
          - Nie wierzysz we mnie, Uchiha? – spytałam, eksponując moją pewność siebie.
          - „Nie wierzę”, to mało powiedziane. – mruknął, a na jego ustach igrał uśmieszek pełen wyższości.
     Oj, jeszcze zetrę go dupkowi z ust.
     Cała niepewność i skrępowanie względem Sasuke tak jakby wyparowało, kiedy ośmielił się we mnie zwątpić i wypowiedzieć to na głos. Tak samo mój strach, do którego nie przyznawałam się przed samą sobą, zniknął.
          - Jeszcze zobaczymy. – zawarczałam dziko, a potem, kompletnie ignorując obojgu panów, okręciłam się, zarzucając snobistycznie włosami, i zanurzyłam w głębi lasu.



Od autorki: Oł maj godnes, co to jest? ;-;
Ten rozdział kompletnie mi nie wyszedł… do tego niektóre wydarzenia potoczyły się w zupełnie innym kierunku, niż to sobie rozplanowałam. Czyli jedna wielka klapa… Do tego ta długość… Marne siedem stron w Wordzie. Mamusiu, mdleję ;___;. Hejtujcie ile wlezie, może po takim internetowym „liściu w twarz” w końcu się ogarnę. 

9 komentarzy:

  1. Mi się podobało, bo nie było powtórzeń, tak jak wcześniej, naprawdę wielka poprawa.
    Znam ten ból gdy piszesz to czego nie chcesz. Też się tak trochę zastanawiałam, czemu akcja się tak szybko rozwija. Niby dobrze bo ciekawość jest zaspokojona, z drugiej tajemnica tak szybko się rozwikłuje... Tak, to naprawdę upierdliwe. Nie przejmuj się tym zbytnio, takie rzeczy się często zdarzają.
    Co mi się jeszcze podoba, to że Sakura nie lubi Sasia. I bardzo dobrze. Nie! dla rzygania tęczą i tekstów: "o nie Sasuke mnie nie lubi, i co teraz? jaka ja biedna jestem, och Sasuke-kun, spojrzyj na mnie w końcu!" Tutejszą Sakurę można naprawdę polubić.
    Pozdrawiam i powodzenia z dalszymi rozdziałami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, akcja rozwija się w (za)bardzo szybkim tempie, przez co rozpaczam ;-;.
      Mnie także irytuje taka ciapowata, hałaśliwa i przejmująca się wszystkim Sakura. Dlatego też "moja" Sakura ma w sobie coś ze mnie samej :) A mianowicie: jest przeważnie spokojna i ostrożna - nie działa pochopnie (choć w prologu jest z grubsza inaczej xd), ma w sobie coś z porywczości oraz niezbyt bierze do siebie wszystkie złośliwości na swój temat.

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :>

      PS.: Jeeeej! Nie było powrórzeń! :D

      Usuń
  2. No hejka!
    Nawet nie wiedziała, że to Twój blog, dobra jestem nie? XD
    Ale nic, przybyłam, zobaczyłam, przeczytałam i... no komcia jeszcze piszę.
    Powiem Ci, że podoba mi się Twoje poczucie humoru w tym opowiadaniu, serio nie raz śmiałam się w głos, lubię się śmiać. ^^
    Zauważyłam kilka błędów, ale no.. nie lubię ich wytykać! :D
    Rozdział fajny, lekko się czytało i jakoś nie mam zamiaru Cię hejtować, przykro mi ;<
    Dobra ja lecę dalej nadrabiać blogowe zaległości! Papa!
    Buziaki,
    ~Linki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S Daj jakiś kontakt do siebie... GG czy coś, bo chciałabym Cię trochę moją osobą pomęczyć. Co ty ta to? :D

      Usuń
    2. No hejka!
      Tak bywa xD
      Bo tekst mój ma rozbawiać ;D. Oczywiście przyjdą poważniejsze momenty, ale to później!

      Kontakt? Proszę cię bardzo! GG: 51705453. Zaproś to znajomych i napisz od czasu do czasu ;*

      PS.: Czekam na kolejny rozdział u Ciebie! Wiedz, że skomentuję ;>

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Siems! :D
    Na samym początku zastanawiałam się, kurcze, co się stało, skąd ten ból? Czy ktoś skrzywdził Sakurę? A potem przypomniałam sobie, że nasza Haruno poprzedniego dnia urządziła sobie małą popijawę ze swoim największym przyjacielem, uroczym Sasuke. No tak... Nie ma to jak mieć kaca i to w dodatku tak morderczego. :D Przyznam, że nigdy nie czułam się źle po alkoholu, a w każdym razie nie aż tak, więc nie mogę powiedzieć, że wiem co czuła (marna ze mnie studentka, co? xD), ale z całą pewnością jej współczuję. :D
    Hm, odkrycie faktu, że Uchiha mogą być z nią jakoś powiązani szczególnie mnie nie zaskoczyło, bo od samego początku właśnie to podejrzewałam, ale nurtuje mnie, o co dokładnie chodzi. No bo świecące łańcuszki to jedno, ale o co w tym tak naprawdę biega?
    Trochę za szybko pędzisz z akcją. Mogłaś opisać cokolwiek z takiego zwyczajnego życia Sakury, jak się dogaduje z przyjaciółmi, co się u nich w ogóle dzieje. bo tak nie wiemy o nich praktycznie nic. Ja wiem, że ma to być głównie SasuSaku, ale tworzenie wątków pobocznych też jest ważne i jestem ciekawa, jakie relacje łączą ją z poszczególnymi osobami jak Naruto, Ino, Hinata. Następnym razem zaserwuj nam coś z tego, co? :D
    A teraz wyjdzie ze mnie okropna hipokrytka, ale MUSZĘ JAK NAJSZYBCIEJ DOWIEDZIEĆ SIĘ KIM BYŁ TAJEMNICZY MĘŻCZYZNA Z LASU. xD No po prostuuuu, tak mnie tym zainteresowałaś, że szok! Mam mnóstwo podejrzeć ale coś czuję, że żadne się nie sprawdzi. :c
    Co mi nie pasowało to wtrącenia typu "Widać mHroczny imidż." Trochę zniszczyło to nastrój, jaki udało Ci się zrobić. Niepotrzebnie.
    Ale poza tym chyba nie mam się do czego przyczepić. No, chyba że trochę za szybko suniesz z akcją. Ale błędów nie zauważyłam, a fabuła przyciąga mnie jeszcze bardziej. :)
    Pozdrawiam Cię serdecznie i do następnego. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka!
      Taak, wiem, że akcja toczy się stanowczo za szybko ;-;. W następnym rozdziale na stówę wszystko zwolni.
      O co chodzi w całej tej sprawie? W sumie sama nie obmyśliłam fabuły do końca, choć kilka następnych rozdziałów mam już zaplanowanych.
      Tak, wiem, że ten komentarz Sakury zniszczył całą scenerię grozy i tajemniczości... i poniekąd o to właśnie chodziło. Jeszcze nie raz klimat pójdzie się ciąć właśnie przez takie głupawe zdanka, które umysł podsunie Sakurci xdd. Chociaż oczywiście zdarzą się momenty, kiedy nie dadzą o sobie znać ;>. Mam nadzieję, że się tym aż tak nie rozczarowałaś :c

      Pozdrawiam!

      PS.: Czekam na kolejny rozdział u Ciebie, bo na pewno pojawi się szybciej, niż u mnie xd. A! Właśnie! Nie myśl sobie, że moje marzenia nie są już zniszczone. Bo są. Nadal.

      Usuń
    2. Nie rozczarowałam się, tylko po prostu to "głupawe zdanko" zniszczyło taki fajny klimat i jakoś tak mnie wybiło z rytmu. :c
      Ejjj, nie gniewaj się, no weź. :c

      Usuń
    3. Ja się nie gniewam. Ja po prostu wpadłam w depresję... taką, no wiesz, nastolatkową xD
      Coś w stylu:
      "Nie ma SasuSaku - idę po żyletkę i otworzę sobie żyły" xDD

      Usuń