Ból.
Ból otaczał mnie ze wszystkich stron. Jakbym była jego więźniem. Okropne
uczucie. W ogóle nie czułam swojego ciała – to tak, jakby mój umysł frunął
sobie gdzieś w przestworzach odłączony od reszty. To takie dziwne… i inne.
Jednak
ten stan niebytu został bardzo szybko i bardzo brutalnie przerwany przez
upierdliwy dźwięk, dochodzący gdzieś z bliska. Spowodował także straszliwe,
bolesne pulsowanie w okolicach potylicy.
W
tempie ekspresowym otworzyłam oczy, ale od razu tego pożałowałam. Ostre światło
poranka wbiło się w odrętwiały układ nerwowy, jak sztylet. Aż pisnęłam z bólu,
natychmiastowo zaciskając powieki z powrotem. Ale ten przeklęty budzik dzwonił
i dzwonił!
Uniosłam
się na łokciach (nagle odnalazłam swoje ciało!) i wymacałam prujący się zegarek
na szafce nocnej. Z całej siły (skumulowało się nawet trochę chakry) walnęłam w
tego metalowego demona, budzącego biedne, skacowane kunoichi. Pech (a może
szczęście) chciał, że rozwalił się na śrubki. Właśnie. Co się wczoraj działo?
Usiadłam
na łóżku, przecierając zaspane oczy dłonią. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę z
tego, jak bardzo mi niedobrze. Do tego dziury w pamięci były niepokojące.
Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zapomnieć czegoś po alkoholu, nigdy! A miałam już za sobą kilka
większych libacji. Myśl, Sakura, myśl! Co działo się po wejściu do baru? Hm…
Stołek barowy, przeszywające tęczówki barmana, kilka dobrych godzin chlania, a
potem… potem piorunujący dreszcz, przemierzający linię mojego kręgosłupa,
zakapturzona postać i para zimnych, czarnych oczu.
Wręcz
poderwałam się na to wspomnienie. A miało to złe skutki, bo nogi się pode mną
ugięły, a mózg zaatakowała fala bólu. Runęłam jak długa na łóżko. Do tego
jeszcze mdłości się nasiliły! Chyba jednak czeka mnie rozmowa z muszlą. Tak
więc pomknęłam do łazienki.
~*~
Dalsza
część dnia upłynęła spokojnie. W większości na śnie, lub rozmyślaniach.
Następny dzień zaś przyniósł ukojenie. Zbudziłam się koło dziesiątej bez bólu
głowy, nudności, czy innych, nieprzyjemnych objawów kaca.
Przeciągnęłam
się z lubością, napawając się rozleniwieniem. Ach! Takie poranki mogłabym
przeżywać codziennie! Nagle napełniła mnie nowa energia do poszukiwania
informacji, oraz… było coś jeszcze… coś, czego nie mogłam sobie dokładnie
przypomnieć. Jednak mowa w tym była o uporze i o sile z niego płynącej. Cóż
miałam zrobić? Postanowiłam ostatni raz oddać się przeszukiwaniu tego ogromnego
księgozbioru.
Jeżeli znów nic nie znajdę – wracam
do Konohy i zapominam o sprawie. Bo przecież moim jedynym zadaniem jest
sprawowanie pieczy nad tym wisiorkiem, prawda? Potem, za kilkanaście lat, kiedy
będę miała już kochającego męża, przytulną chatynkę i trójkę wspaniałych dzieci,
przekażę najstarszemu Yang i to brzemię odpowiedzialności zostanie ze mnie
zdjęte. O! I to jest plan na życie!
Aż
normalnie byłam z siebie dumna.
Z
jasnymi myślami dokończyłam pakowanie. Wyszłam z mieszkania, zamykając je
wcześniej i zaszłam do domu właścicielki budynku, na parterze. Oddałam jej
klucz, uraczyłyśmy się kilkoma uprzejmościami oraz uśmiechami, po czym wyszłam
na zewnątrz.
Zawędrowałam,
rzecz jasna, do biblioteki. Usadowiłam się na czerwonym fotelu z wysokim
oparciem, który stał przy okrągłym stoliku. Odłożyłam bagaż obok siedzenia.
Było to moje stałe miejsce, kiedy przychodziłam myszkować wśród półek. Po tych
kilku dniach nadal na stoliczku leżały książki, które miałam w planach
przejrzeć i zostawiłam je. Nikt ich nie uprzątnął? Kto w ogóle zajmował się tą
biblioteką? Jak na razie widziałam tu tylko odwiedzających. Owszem, przy
wejściu stało biurko i krzesło, ale nigdy nikogo tam nie zastałam. A przecież
jak biblioteka może być czynna bez bibliotekarki?
Odetchnęłam
ciężko.
Nie
warto było się w tamtej chwili nad tym zastanawiać. Sięgnęłam po następną
książkę. Była ona oprawiona w jasno-brązową okładkę, bez żadnych obrazków, a
tytuł napisany białymi literami głosił: „Legendy
Wielkich Klanów”. Wypuściłam głośno powietrze. Niestety, Haruno nie był
jakimś wielkim klanem. Właściwie, był bardzo mało znany. Nie to co na ten
przykład Hyuuga, lub Uchiha, dzierżący niesamowite umiejętności klanowe –
Byakugan i Sharingan (szczerze powiedziawszy, tego drugiego nienawidziłam).
Z
westchnieniem zabrałam się za wertowanie. Oczywiście natrafiłam na masę
bzdetów, lecz kiedy nagłówek zakomunikował mi: „UCHIHA”, niemal podskoczyłam na
krześle. Tak, moje reakcje były gwałtowne i odruchowe. Aż dziw, że nie
wypuściłam książki z ręki. Zabrałam się do czytania. Na początku były tam
pierdółki typu: kekkei genkai, przeważny wygląd członka klanu, pospolite cechy
charakteru itepe. Potem jednak zaczęły się również najróżniejsze opowieści o
klanie. Były naprawdę ciekawe i wciągające, lecz w największy szok wprawiło
mnie ostatnie zdanie, dopisane niebieskim długopisem: „Mieli powiązania z Haruno”.
Omal
serce wyskoczyło mi z piersi. Powiązania? Z moim klanem? Jakim cudem? I
dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam? Przeszukałam stronę, ale nie znalazłam
już żadnych dopisków.
Kiedy
już skończyłam książkę, sprawdzając dokładnie każdą kartkę, miałam zamiar
odłożyć ją na półkę, lecz niespodziewanie coś białego mignęło mi przed oczami.
Mała karteczka, złożona na pół wyleciała z tomiszcza, które trzymałam.
Podniosłam ją i rozłożyłam. Było tam zapisane kilka zdań. Rozpoznałam także ten
sam niebieski długopis, co na stronie o klanie Uchiha. Zaczęłam uważnie czytać.
„Zebrane dotychczas informacje: dwa
amulety – jeden biały, drugi czarny. Zwane potocznie Yin i Yang. Zapieczętowane
są w nich dwa duchy – ciemności i światła. Uchiha i Haruno mają coś z tym
wspólnego. Bardzo możliwe, że to oni strzegą wisiorków.
Teraźniejszy cel: spotkanie z
Kimeko Seiko”
Czułam,
jak mój umysł ma ochotę eksplodować. D-dlaczego akurat Uchiha? Dlaczego nie ktoś
inny?! Czyli, że co? To Sasuke ma Yin? T-to chyba jakieś żarty! I kim, do
licha, jest ta cała Kimeko Seiko?
Złapałam
się za głowę i zaczęłam cicho, acz lekko histerycznie chichotać. I kiedy już
miałam nadzieję, że raz na zawsze uwolniłam się od przeszłości, ta znów
wróciła, dając mi kopa w dupsko.
Nagle
poczułam jakieś pulsujące źródło chakry gdzieś bardzo blisko. Mój idiotyczny
śmiech ucichł. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, lecz nikogo nie dostrzegłam.
Zerknęłam w dół i wtedy pojęłam. To Yang roztaczał tę energię. Do tego znów się
świecił. Uchwyciłam go w dwa palce i uniosłam na wysokość oczu. Wtem
wspomnienia wczorajszego wieczoru momentalnie do mnie wróciły. Wszystkie, po
kolei. Zakapturzona postać, szpiczasty zarys fryzury, wymiana zdań i zwierzenia,
rada, którą dał mi Sasuke, potem znów zaczęłam pić, aż w końcu byłam niezdolna
do samodzielnego powrotu do domu i… i film mi się urwał. Musiałam chyba zasnąć.
A jak wróciłam do domu? Tego nie dane mi było zobaczyć. Jednak nagle przyszło
mi coś na myśl.
Oczywiście!
Teraz to wszystko miało sens! Jeżeli Uchiha miał Yin, a ja Yang to by
wyjaśniało te dziwne fale prądu za każdym razem, gdy spoglądaliśmy sobie w
oczy.
Ponownie
przyjrzałam się symbolowi. Przestał jaśnieć oraz buchać chakrą. Czyżby zwrócił
mi wspomnienia? Najwyraźniej.
-
Arigato. – szepnęłam.
~*~
Dwa dni później byłam już w Ukrytym Liściu. W sumie w Piasku zostałam dłużej, niż myślałam. No bo jeżeli to wszystko podliczyć… wychodziłoby, że spędziłam tam sześć dni. Ha! Czyli nie nagięłam obietnicy danej Naruto!
Przed
progiem domu odetchnęłam głośno. Wreszcie u siebie! Otworzyłam drzwi, a w mój
nos uderzył zapach mieszkania. Plecak spadł mi z ramion z donośnym hukiem.
Zdjęłam buty i walnęłam się na łóżko w sypialni. Rozpakowywanie swoich klamotów
zostawiłam sobie na dzień jutrzejszy.
~*~
Przez
następne kilka tygodni życie powróciło do całkowitej normy. Spałam, jadłam,
spotykałam się z przyjaciółmi (oczywiście słowem im nie pisnęłam o spotkaniu
moim i Sasuke w Sunie), chodziłam na pomniejsze misje i ogólnie rzecz biorąc,
żyłam tak jak dawniej. Yang nie odzywał się. Nie jaśniał, nie pulsował energią,
tak samo elektryczne ciarki ulotniły się w niepamięć. Wszystko było jak
najbardziej normalne. Do czasu.
Pewnego
słonecznego dnia, kiedy wróciłam ze zlecenia, jakim było przetransportowanie
kapryśnej nastolatki – księżniczki Omiko – z Kiri do jakiegoś małego miasteczka
na terenie Kraju Ognia, dla jej „bezpieczeństwa”, znów wyczułam chakrę. Chakrę
bijącą od medalionu. Wyciągnęłam go spod blado-czerwonej tuniki i stwierdziłam,
że biały symbol znowu świeci.
Nagle
w moim umyśle pojawiła się mapa. Dosłownie. Poczułam przemożną potrzebę ruszyć
wyznaczaną przez umysł trasą. Zostawiłam bagaż w przedpokoju i wyszłam z domu,
natychmiast udając się na północny-zachód. Tajemnicza siła wyprowadziła mnie w
las. Przedzierałam się między krzewami, nieugięcie prąc na przód.
Nie
myślałam o niczym. Po prostu, wiedziona dziwacznym rodzajem instynktu, szłam
przed siebie. To tak, jakbym była w transie…
Nagle
uczucie zniknęło. Ocknęłam się z tego chwilowego otępienia, w szybkim tempie
mrugając powiekami. Rozejrzałam się wokół. Znajdowałam się na niewielkiej,
leśnej polance. Nie było w niej nic nadzwyczajnego – nie za wysoka, zielona
trawa i porozsiewane tu i ówdzie kwiaty w kolorze ciepłego fioletu.
Zaczęłam
się zastanawiać, dlaczego (jak się domyślałam) Yang przywiódł mnie akurat
tutaj. To jakieś wyjątkowe miejsce? Obejrzałam się za siebie. W sumie, nawet
nie wiedziałam jak daleko przeszłam. I właściwie w jaki sposób ominęłam
konohański mur? Czekać cz-
Moje
nie do końca ukształtowane pytanie przerwała ogromna, porażająca fala prądu,
przeszywająca moje ciało.
No to kaplica…,
pomyślałam, a gdybym to wypowiedziała na głos, ton byłby grobowy, Jeżeli nawiedzają mnie dreszcze, to w
okolicy musi być…
Obiekt
mojego zainteresowania wynurzył się z chaszczy i stanął na skraju polany,
podobnie jak ja. Lekko przerażona, zaczęłam dokonywać oględzin jego twarzy. Po
minie Uchihy mogłam stwierdzić, że był właśnie w stanie podobnego transu, co ja
chwilę temu. Bezdenne, czarne oczy przysłaniała mgiełka otumanienia. Jednak nie
trwało to długo, bo momentalnie się ocknął. Zamrugał oczętami, a napotykając
nimi moją sylwetkę, do tego z blado-zielonymi ślepiami wbitymi w jego zacną
osobę, zesztywniał. Podobnie jak ja.
-
Sakura? – odezwał się głupio.
Nie, święty Tomasz,
pomyślałam z kpiną. Nie! Dziewczyno, o czym ty myślisz w takim momencie?!
Odchrząknęłam.
Najwidoczniej informacje z kartki zaczęły się potwierdzać – Yin przywiodła
Sasuke w to samo miejsce, co mnie Yang.
Nie
wiedząc, w jaki sposób zacząć sensowną konwersację, wypaliłam jak ostatni
półgłówek:
-
Hej, Sasuke.
No
i cisza.
Uchiha
zmierzył mnie lodowatym wzrokiem, od którego ciecz zmieniała stan skupienia, po
czym rozejrzał się wokół. Kiedy już dokonał oględzin polanki, obrócił się
zgrabnie i kiedy stawiał już krok w kierunku boru, postanowiłam
zainterweniować.
-
I co? Tak po prostu sobie pójdziesz? – prychnęłam z goryczą.
Zatrzymał
się, lecz nie odwrócił.
-
Taki mam zamiar. Nie mam z tobą nic wspólnego.
Zabolało.
-
Jasne! – sarknęłam. – Wspólna przeszłość przecież nie istnieje! – byłam coraz
bardziej wściekła. – Tak samo te przeklęte wisiorki też nie są niczym ważnym,
tak?!
Reasumując,
wykrzyczałam to. A miałam być spokojna!
Sasuke
wciąż się nie odwracał. Teraz to ja miałam ochotę odejść. Biegiem. Już nawet
miałam taki zamiar, lecz wtem usłyszałam głos. Męski, aksamitny, niemal
stoicki.
-
Nieładnie, Sasuke. Tak przecież nie można…
Znikąd
pojawiła się na polance jeszcze jedna postać. Nie mogłam jednak dostrzec
żadnych szczegółów, prócz kosmyka jasnych włosów przez czarny płaszcz z
kapturem.
Widać mHroczny imidż.
Miałam
ochotę palnąć się w łeb.
Zawsze
w dziwnych, tajemniczych, bądź naprawdę niepokojących sytuacjach, umysł
podsuwał mi właśnie takie głupawe komentarze. Hm… może próbowałam pokrzepić
sama siebie?
-
Co ty tu robisz? – warknął Uchiha, nieprzyjaznym tonem.
Łuuu,
aż ciary przechodzą po plecach.
Jednak
najwidoczniej rozmówca niezbyt przejął się wrogością w jego głosie, bo po
chwili Sasuke mógł jedynie podziwiać okryte ciemnym materiałem plecy. Bowiem
Zakapturzony zaczął iść w moją stronę. Nie ruszyłam się z miejsca, choć każda
komórka krzyczała, bym zwiewała, gdzie raki zimują. Trzymała mnie pewność, że
on mi nic nie zrobi. Nie wiedziałam skąd mogła się brać. A może była zgubna?
Mężczyzna
w płaszczu zatrzymał się trzy metry ode mnie. Widziałam tylko dolną część jego
twarzy. Usta wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu.
-
Sakuro Haruno – rozpoczął. – posiadaczko bliźniaczego symbolu Yin – Yang, czy
jesteś pewna, że chcesz zapoznawać się ze wspólną historią rodów Haruno i
Uchiha? To, czego się dowiesz może ci się nie spodobać.
Miałam
złe przeczucia, co do niego. Ten kaptur, obłudnie uprzejmy ton. Facet kompletnie
mi nie pasował.
Przeanalizowałam
pytanie. Za wszelką cenę chciałam dowiedzieć się wszystkiego o swoim klanie,
ale istniało we mnie przeświadczenie, iż mam to zrobić sama. Bez żadnej pomocy.
-
Tak, jestem pewna. – odparłam. – Ale chcę to zrobić po swojemu.
Usłyszałam
ciche, kpiarskie parsknięcie gdzieś z niedaleka. Ach, Sasuke! Prawie
zapomniałam, że tu jest! Ale hola, hola! Co ten odgłos miał oznaczać?
-
Nie wierzysz we mnie, Uchiha? – spytałam, eksponując moją pewność siebie.
-
„Nie wierzę”, to mało powiedziane. – mruknął, a na jego ustach igrał uśmieszek
pełen wyższości.
Oj, jeszcze zetrę go dupkowi z ust.
Cała
niepewność i skrępowanie względem Sasuke tak jakby wyparowało, kiedy ośmielił
się we mnie zwątpić i wypowiedzieć to na głos. Tak samo mój strach, do którego
nie przyznawałam się przed samą sobą, zniknął.
-
Jeszcze zobaczymy. – zawarczałam dziko, a potem, kompletnie ignorując obojgu
panów, okręciłam się, zarzucając snobistycznie włosami, i zanurzyłam w głębi
lasu.
Od autorki:
Oł maj godnes, co to jest? ;-;
Ten
rozdział kompletnie mi nie wyszedł… do tego niektóre wydarzenia potoczyły się w
zupełnie innym kierunku, niż to sobie rozplanowałam. Czyli jedna wielka klapa…
Do tego ta długość… Marne siedem stron w Wordzie. Mamusiu, mdleję ;___;.
Hejtujcie ile wlezie, może po takim internetowym „liściu w twarz” w końcu się
ogarnę.
Mi się podobało, bo nie było powtórzeń, tak jak wcześniej, naprawdę wielka poprawa.
OdpowiedzUsuńZnam ten ból gdy piszesz to czego nie chcesz. Też się tak trochę zastanawiałam, czemu akcja się tak szybko rozwija. Niby dobrze bo ciekawość jest zaspokojona, z drugiej tajemnica tak szybko się rozwikłuje... Tak, to naprawdę upierdliwe. Nie przejmuj się tym zbytnio, takie rzeczy się często zdarzają.
Co mi się jeszcze podoba, to że Sakura nie lubi Sasia. I bardzo dobrze. Nie! dla rzygania tęczą i tekstów: "o nie Sasuke mnie nie lubi, i co teraz? jaka ja biedna jestem, och Sasuke-kun, spojrzyj na mnie w końcu!" Tutejszą Sakurę można naprawdę polubić.
Pozdrawiam i powodzenia z dalszymi rozdziałami :)
Tak, akcja rozwija się w (za)bardzo szybkim tempie, przez co rozpaczam ;-;.
UsuńMnie także irytuje taka ciapowata, hałaśliwa i przejmująca się wszystkim Sakura. Dlatego też "moja" Sakura ma w sobie coś ze mnie samej :) A mianowicie: jest przeważnie spokojna i ostrożna - nie działa pochopnie (choć w prologu jest z grubsza inaczej xd), ma w sobie coś z porywczości oraz niezbyt bierze do siebie wszystkie złośliwości na swój temat.
Pozdrawiam i dziękuję za komentarz :>
PS.: Jeeeej! Nie było powrórzeń! :D
No hejka!
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziała, że to Twój blog, dobra jestem nie? XD
Ale nic, przybyłam, zobaczyłam, przeczytałam i... no komcia jeszcze piszę.
Powiem Ci, że podoba mi się Twoje poczucie humoru w tym opowiadaniu, serio nie raz śmiałam się w głos, lubię się śmiać. ^^
Zauważyłam kilka błędów, ale no.. nie lubię ich wytykać! :D
Rozdział fajny, lekko się czytało i jakoś nie mam zamiaru Cię hejtować, przykro mi ;<
Dobra ja lecę dalej nadrabiać blogowe zaległości! Papa!
Buziaki,
~Linki
P.S Daj jakiś kontakt do siebie... GG czy coś, bo chciałabym Cię trochę moją osobą pomęczyć. Co ty ta to? :D
UsuńNo hejka!
UsuńTak bywa xD
Bo tekst mój ma rozbawiać ;D. Oczywiście przyjdą poważniejsze momenty, ale to później!
Kontakt? Proszę cię bardzo! GG: 51705453. Zaproś to znajomych i napisz od czasu do czasu ;*
PS.: Czekam na kolejny rozdział u Ciebie! Wiedz, że skomentuję ;>
Pozdrawiam!
Siems! :D
OdpowiedzUsuńNa samym początku zastanawiałam się, kurcze, co się stało, skąd ten ból? Czy ktoś skrzywdził Sakurę? A potem przypomniałam sobie, że nasza Haruno poprzedniego dnia urządziła sobie małą popijawę ze swoim największym przyjacielem, uroczym Sasuke. No tak... Nie ma to jak mieć kaca i to w dodatku tak morderczego. :D Przyznam, że nigdy nie czułam się źle po alkoholu, a w każdym razie nie aż tak, więc nie mogę powiedzieć, że wiem co czuła (marna ze mnie studentka, co? xD), ale z całą pewnością jej współczuję. :D
Hm, odkrycie faktu, że Uchiha mogą być z nią jakoś powiązani szczególnie mnie nie zaskoczyło, bo od samego początku właśnie to podejrzewałam, ale nurtuje mnie, o co dokładnie chodzi. No bo świecące łańcuszki to jedno, ale o co w tym tak naprawdę biega?
Trochę za szybko pędzisz z akcją. Mogłaś opisać cokolwiek z takiego zwyczajnego życia Sakury, jak się dogaduje z przyjaciółmi, co się u nich w ogóle dzieje. bo tak nie wiemy o nich praktycznie nic. Ja wiem, że ma to być głównie SasuSaku, ale tworzenie wątków pobocznych też jest ważne i jestem ciekawa, jakie relacje łączą ją z poszczególnymi osobami jak Naruto, Ino, Hinata. Następnym razem zaserwuj nam coś z tego, co? :D
A teraz wyjdzie ze mnie okropna hipokrytka, ale MUSZĘ JAK NAJSZYBCIEJ DOWIEDZIEĆ SIĘ KIM BYŁ TAJEMNICZY MĘŻCZYZNA Z LASU. xD No po prostuuuu, tak mnie tym zainteresowałaś, że szok! Mam mnóstwo podejrzeć ale coś czuję, że żadne się nie sprawdzi. :c
Co mi nie pasowało to wtrącenia typu "Widać mHroczny imidż." Trochę zniszczyło to nastrój, jaki udało Ci się zrobić. Niepotrzebnie.
Ale poza tym chyba nie mam się do czego przyczepić. No, chyba że trochę za szybko suniesz z akcją. Ale błędów nie zauważyłam, a fabuła przyciąga mnie jeszcze bardziej. :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i do następnego. <3
Hejka!
UsuńTaak, wiem, że akcja toczy się stanowczo za szybko ;-;. W następnym rozdziale na stówę wszystko zwolni.
O co chodzi w całej tej sprawie? W sumie sama nie obmyśliłam fabuły do końca, choć kilka następnych rozdziałów mam już zaplanowanych.
Tak, wiem, że ten komentarz Sakury zniszczył całą scenerię grozy i tajemniczości... i poniekąd o to właśnie chodziło. Jeszcze nie raz klimat pójdzie się ciąć właśnie przez takie głupawe zdanka, które umysł podsunie Sakurci xdd. Chociaż oczywiście zdarzą się momenty, kiedy nie dadzą o sobie znać ;>. Mam nadzieję, że się tym aż tak nie rozczarowałaś :c
Pozdrawiam!
PS.: Czekam na kolejny rozdział u Ciebie, bo na pewno pojawi się szybciej, niż u mnie xd. A! Właśnie! Nie myśl sobie, że moje marzenia nie są już zniszczone. Bo są. Nadal.
Nie rozczarowałam się, tylko po prostu to "głupawe zdanko" zniszczyło taki fajny klimat i jakoś tak mnie wybiło z rytmu. :c
UsuńEjjj, nie gniewaj się, no weź. :c
Ja się nie gniewam. Ja po prostu wpadłam w depresję... taką, no wiesz, nastolatkową xD
UsuńCoś w stylu:
"Nie ma SasuSaku - idę po żyletkę i otworzę sobie żyły" xDD